Cytat na dziś

„- Ryba potrafiła przeskoczyć nad tamą. Ten wysiłek zamienił ją w smoka.“ - Gink-go „Księga Smoków“

piątek, 20 lipca 2012

Dziewiąty krag Anubisa (8) - Legenda mnogich osobowości

 - Słyszałeś kiedyś legendę Jonathana Low? - spytał Tyrio dotykający końcem buta leżących zwłok
 - Nie. - odparła urocza dziewczyna o kasztanowych włosach stojąca u jego boku
 -  Jonathan Low był kiedyś dowódcą Piątego Oddziału Ezoteryków - łowca spojrzał w stronę Luki pracującej w pobliżu
 - Ezoterycy? - delikatna kobietka uśmiechnęła się od ucha do ucha - Przecież oni nie istnieją. - puściła oko do swojego partnera
-  Byli od zawsze, od początku świata, kiedy ty jeszcze byłaś zwyczajnym adeptem akademii. - odparł Tyrio wpatrzony starszą łowczynię - Ezoterycy to specjalizacja, której nie robią byle szczeniaki . To scientia occulta. Jeżeli Rada uznaje cię za godną jej poznania to jest to wyróżnienie najwyższej rangi. - obszedł martwe ciało jakiegoś zmiennego płci pięknej - Istnieje pięć oddziałów Ezoteryków. Pięć gwiazdek na mundurze to coś za co wielu oddało by dusze i ostatnie pieniądze z swojego żołdu. - skierował swoje kroki w pobliże młodocianej partnerki
 - Nie lepiej należeć do Duchów? - odparła z największą możliwą uprzejmością - W Ezoteryków mało kto nawet wierzy, a bycie Duchem to najlepszy sposób na podniesienie swojego statusu. Wszystkie dzieci znają opowieści o tych łowcach. - dziewczyna podniosła delikatnie jakiś przedmiot
 - Hitokage. - starszy łowca zwrócił się do młokosa - Czy ty myślisz, że bycie obiektem strasznych historii przy ognisku z amerykańskiego horroru to szczyt moich marzeń?! - dodał po chwili zirytowany Tyrio
 - Ale miał pan mówić o tym całym Low. - zwróciła mu uwagę dziewczyna
 - Masz rację. - odparł jej uśmiechnięty partner - Jonathan Low kiedyś miał stuknąć bardzo niebezpieczną bestię, która jak się pewnie domyślasz dała im nieźle popalić. - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jak w każdym dobrym horrorze wybiła ich wszystkich. Ezoteryków - tych, którzy przestali być ludźmi ze stali, a stali się potworami pozbawionymi uczuć będącymi w stanie ogarnąć każdy burdel jaki tylko zrobiliby zmienni. - westchnął - Potwór kontrolujący płomienie, gorąc i moc słońca. Przybierający postać ogromnego królewskiego ptaka. Jego skrzydła rozpostarły cień nad ciałami, których krew zabarwiła śnieg tamtego pamiętnego dnia gdy Low spojrzał w oczy tego potwora, tamtego dnia kiedy to coś w nim pękło. - starszy łowca na siłę próbował stworzyć atmosferę pełną grozy
 - Urzekła mnie twoja historia! - Redlum specjalnie trącił swojego kolegę
 - Daj mu spokój! - krzyknęła Luka z daleka
 - Cześć. - Hitokage zawołała nieśmiało do partnera starszej łowczyni
 - Masz coś do tego Redlum?! - zirytował się towarzysz świeżo upieczonego adepta
 - Może i jestem pozbawiony empatii ale nie zabrano mi poczucia humoru. - odparł uśmiechnięty od ucha do ucha dowcipniś - Low na obecną chwile jedzie na psychotropach jakby ktoś nie wiedział. Wszystkie te historią utkano na podstawie tego co bredził gdy pakowali go w kaftan. - zaśmiał się - A Ezoterycy istnieją ale nie są tak eksponowani jak na przykład Duchy młoda damo bo najważniejszą i najlepsza cechą człowieka jest jego przeciętność. - zrobił tutaj krótką, nerwową pauzę - Uśmiech! - zawołał niespodziewanie celując w oczy Tyrio nieprzyjemnie jasnym światłem lampy błyskowej
 - Nie drażnij go Redlum. - młodziutka łowczyni usiłowała uprzedzić starszego kolegę o konsekwencjach jakie grożą mu jeśli dalej będzie nabijał się z jej partnera
 - Zostaw ich Hitokage! - krzyknęła Luka jeszcze raz - To duże dzieci! - zanim dokończyła to zdanie łowcy rzucili się sobie do gardeł
Hitokage jedynie przyglądała się zdziwiona jak ta bezsensowa farsa rozgrywa się na jej oczach. Nie mogła nawet myśleć o tym co by było gdyby spróbowała ich rozdzielić. Luka wyszła jej na przeciw. Wycelowała w tarzającą się po ziemi górę ciał. Strzała utkwiła tuż obok skroni Tyrio i jej partnera. Zatrzymali się na chwilę, jakby zamrożeni w czasie. Ich kryształowe oczy skierowały swój wzrok w stronę wbitego w ziemię śmiercionośnego przedmiotu.
 - Następnym razem nie chybię! - kobieta zawołała na całe gardło




*****************************************************************************



Przebudzenie. To przedziwne uczucie gdy czujesz się niczym rodzące się dziecko nabierające powietrza po raz pierwszy, jak walczący o życie topielec. Dziwne jest takie uczucie, gdy otwierasz oczy nie w swoim świecie. Nagle ktoś uruchamia twój mózg i zaczynasz funkcjonować w zupełnie innej płaszczyźnie, twoje ciało ulega instynktom, nieznanym odruchom. Nowonarodzonego otaczał go mrok ale mimo wszystko wyraźnie widział to co się działo. Kształty, wizje, sny lały się po ścianach niczym woda, która spadając formuje wodospad. Pomimo tego iż odczuwał, że nie jest to świat realny to bolał jak w rzeczywistości, prawie jak prawdziwe. Wszystko było tak fizycznie odczuwalne, że trudno było uwierzyć iż to jedynie jego wyobraźnia płata mu figle. Na horyzoncie rysowały się kontury pewnej postaci. Ludzki zarys sylwetki dumnie kroczył by w końcu wyjść z zasłony mgły nieświadomości za, którą kształt składał się jedynie z  jasnych kontur namalowanych jakby białą farbą na czarnym płótnie. Dopiero po przekroczeniu tajemniczej zasłony postać stała się w miarę realna. Wielki antropomorficzny szakal o czarnym futrze ubrany dosyć elegancko. Garnitur, koszula, krawat i ten dziwny złoty napierśnik ozdabiany widokiem skarabeuszy. Wyglądał tajemniczo i niezwykle dostojnie, kroczył do przodu stanowczym krokiem, podstępny niczym wąż. Win podszedł bliżej chwiejąc się na nogach. Na głowie czuł guza chyba dostał od kogoś w głowę i to dość mocno.
 - Przyłączysz się? - szakal wskazał mu krzesło, które pojawiło się znikąd
Chłopiec bez słowa podszedł, ujął dłonią oparcie i spojrzał w złote oczy potwora.
 - Kim jesteś? - zapytał
 - Jestem twoimi wspomnieniami. - uśmiechnął się zwierz - Tym co do tej pory trzymało cię w niepewności. - złożył dłonie w wieżyczkę - Całkiem możliwe, że wyciekały do ciebie sny. - uśmiechnął się od ucha do ucha - Pradawne bitwy, starożytne miasta, sceny mordu i zemsty. - wyliczał patetycznym tonem
 - Wspomnieniami skąd? - chłopiec posłusznie usiadł we wskazanym miejscu
 - Z twoich poprzednich żyć oczywiście. - szakal zaczął zataczać wokół niego kręgi - Tak bardzo przyblokowałeś w tym ciele swoje prawdziwe ja, że narodziłem się właśnie ja. - westchnął - Jestem materializacją twoich doświadczeń, preferencji, lęków, wspomnień, snów i wielu innych rzeczy. - zbliżył swój pysk w stronę twarzy chłopca - Skupiona masa, niczym materiał na gwiazdę, zaczęła wytwarzać coś bardziej złożonego, skomplikowaną świadomość. - uśmiechnął się ponownie - Tak narodziłem się ja! - ukłonił się w pasie
 - Czego więc chcesz? - zapytał człowiek
 - Twojego ciała. - uśmiechnął się potwór - Jeżeli mnie wchłoniesz i na nowo staniesz się Anubisem bogiem śmierci ja zginę. - wziął głęboki oddech - Tak mocno wyrzekłeś się siebie, że nasza jaźń rozdzieliła się. Jesteś czystym sobą sprzed powstania świata. - złożył ręce w wieżyczkę - Dam ci szansę. - uśmiechnął się - Jeśli chcesz na nowo stać się sobą musisz mnie pokonać. - strzelił kośćmi dłoni niczym wojownik szykujący się do starcia
 - Mam bić się z tobą?! - Win poderwał się z krzesła
 - Jeśli chcesz z powrotem odzyskać nad sobą kontrolę, to nie masz innego wyjścia. - szakal zniżył swe oblicze jakby okazując mu szacunek
 - Dlaczego rzucasz mi wyzwanie? - chłopiec cofnął się kilka kroków
 - Ponieważ w głębi duszy chce na nowo być potężnym, a chyba samodzielnie nie jestem w stanie stać się tobą. - przymknął ciężkie powieki - To po prostu taka niezwykła forma samobójstwa. O ile zachowałeś chociaż odrobinę umiejętności jakie posiadałeś w zamierzchłych czasach. - szakal ujął twarz w swe kudłate dłonie

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dziewiąty krag Anubisa (7) - Loch Karakali

Luka szła powolnym krokiem, dłoń cały czas pozostała na chłodnej rękojeści pistoletu. Leśne runo szeleszczało pod jej stopami gdy jej delikatne stópki dotykały ziemi. Coś zaszeleściło pomiędzy jesiennymi liśćmi. Kolory czerwieni i żółci opanowały cały krajobraz. Drzewa beztrosko pozbywały się swojej dotychczasowej korony. Łowczyni ostrożnie wyczekiwała niebezpieczeństwa. Szelest wyprowadził ją z równowagi, gotowa na wszystko odwróciła się gwałtownie niczym wystraszona gazela. Zrobiła krok do tyłu, znalazła dobry punkt podparcia, rozłożyła równo ciężar ciała. Oczy uważnie obserwowały to co się dzieje, a instynkt podpowiadał jej to co mogło się w najbliższym czasie zdarzyć. Świat ogarnął dziwny spokój, cisza przed burzą, na plecach czuła to pełne nienawiści spojrzenie. Nie była sama, doświadczenie i wyuczone zachowania kazały jej tak myśleć. Skupienie, opanowanie wypełniły jej dusze. Bez nich nie byłaby w stanie wykorzystać swojego pełnego potencjału. Dyscyplina także była ważna, szczególnie ta wewnętrzna, jeśli nie potrafisz złamać samego siebie nikt nigdy do niczego cię nie zmusi ale i też cię niczego nauczy. Czekała, wiedziała, że każdy jej oddech może być tym ostatnim. Łowcy żyją krótko, po prostu zabijają bestie taki jest ich zawód, fach i taki na wieki pozostanie póki świat nie zazna spokoju. Porywanie się z motyką na słońce? Może ale jeżeli nikt nie podejmie się tego zadania to kto nas będzie bronił? Powietrze zgęstniało, czas zatrzymał się, anielskie śpiewy rozbrzmiały w umysłach rozumnych istot. Szybki ruch dłoni, palce z gracją dotykają nie pistoletu, a rękojeści srebrnego miecza. Wszystko to wywołane impulsem wytworzonym przez instynkt, już nie było to działanie mózgu, a zwyczajny odruch podobny do tego kiedy dłoń gwałtownie "ucieka" przed ogniem pod wpływem jego ciepła. Nie mamy nad tym kontroli to po prostu się dzieje. Stopa zakręciła się pozwalając ciału zmienić pozycję, siłą napędziła kobiece dłonie dzierżące śmiertelną broń. Liście zawisły w powietrzu, która utknęło w gardłach wystraszonych ptaków. W takich chwilach pytamy czy świat nadal się kręci? Twarz łowczyni zbliża się do punktu na, który była skazana od początku. Wspaniałe oczy odbijające światło leniwego popołudniowego słońca dojrzały kształt, który już wcześniej wyczuło jej ciało. Te piękne oczy, wypełnione nie wiadomo czym. Czy była to nienawiść, czy była to niezłomna wiara w to, że światu trzeba pomóc, gniew spowodowany grzechami przeszłości? Ostrze zalśniło ponuro tak samo jak i zęby potwora. Kreatura podobna do ogromnego, przerośniętego karakala o lekko zgarbionej ludzkiej sylwetce. łapy wyskoczyły do przodu odsłaniając pazury gotowe do rozpłatania gardła łowcy. Zęby zostały obnażone, kły wysunęły się do przodu. Pozycja gotowa do ataku, z tyłu sterczały łapy, które sprawiły, że skok bestii był tak długi. Ogon niemal tak długi jak bestia zamarł wraz z liśćmi. Ta, krótka chwila, moment. Ostrze było gotowe by obronić wojownika, potwór przygotowany na to by zadać cios. Chwila, zupełnie jak na zatrzymanym kadrze z filmu. W ich umysłach mogło by to trwać wieczność, to nerwowe czekanie na to aż życie znów będzie tak prędkie jak przedtem. Powolne odliczanie. Wszystko ruszyło, poderwało się niczym zawodnicy na dźwięk wystrzału pistoletu sędziego. Pazury zmiennego zahaczyły o katanę, łowczyni skutecznie zablokowała cios. Wykorzystała siłę łap gigantycznego karakala by odrzucić go na małą odległość. Stwór przysiadł lekko na ziemi. jego lewa łapa ruszyła do przodu, szpony znów odbiły się od stali. Moc napędziła następną rękę, która dosięgła broni łowczyni. Krótka seria szybkich ciosów pozostawiła po sobie jedynie iskry sypiące się z metalowego ostrza. W pewnym momencie jeden z ataków został odparowany na tyle mocno by kobieta była w stanie wykonać szybki obrót i wykonać ruch ostrzem mającym na celu przeorać podbrzusze bestii. Jednak ta niezwykle zwinna, wybiła się jedną z tylnych łap, ciało zawróciło gwałtownie, miecz napotkał jedynie opór wiatru. Pięknie wykonany piruet zakończył się przybraniem pozycji obronnej. Łowczyni z gracją przykucnęła, ostrze trzymała z tyłu, głowę uniosła do góry. Zmienny zatoczył wokół niej krąg, biegnąć za drzewami, na razie straciła go z oczu. Nie musiała jednak długo czekać, bestia wyskoczyła zza jej pleców chciała ją zaskoczyć ale była zbyt niecierpliwa. Luka zdarzyła jedynie wbić w kudłaty brzuch rękojeść i rzucić ciężkie cielsko jeszcze dalej. Kreatura upadła z hukiem, fala uderzeniowa uniosła liście do góry. Kobieta wyskoczyła do góry chcąc zakończyć ten pojedynek ostatecznym ciosem w serce, szybki potwór jednak zdążył się przeturlać w drugą stronę. Miecz wbił się w ziemię, a bestia ruszyła do przodu. Luka powstrzymała zmiennego szybkim kopniakiem w szczękę po czym zadała cios drugą nogą, która przewróciła potwora na plecy. Łowczyni wyciągnęła w pośpiechu miecz, odwróciła się i ruszyła do przodu. Pomimo pozycji uległej zmienny nie był taki bezbronny, opazurzona łapa zatoczyła śmiertelny półokrąg, następnie druga. Ośmielony potwór otworzył szczękę i wyskoczył przed siebie. Luka wykonała waleczny piruet, rotacja przechyliła ją na prawo, ciało uniknęło ciosu, a miecz przejechał po skórze wyrośniętego karakala. Stwór przeturlał się. bardzo chciał kontynuować natarcie, zaczął osaczać Lukę. Rana zgodnie z oczekiwaniami potwora miała się prędko zagoić, jednak coś było nie tak. Mięśnie rozpalone w miejscu nacięcia odmawiały posłuszeństwa, zmienny nagle zaczął utykać. Srebrne ostrze. Mimo wszystko zmienny był w dobrej kondycji, zabójczy metal jedynie go musnął, był wypełnioną wściekłością i jak najbardziej zdolny od tego by kontynuować walkę. Ośmielona zadanym ciosem łowczyni wykonała duży skok w stronę karakala, jednym susem zbliżyła się wystarczająco blisko. Klinga ponuro zalśniła w popołudniowym słońcu, a sylwetka oprawcy odbiła się w oczach bestii. Stwór przywarł do ziemi i popełznął niczym wąż, miecz delikatnie musnął ogromny ogon. Łowca nie zdążył zamrugać oczami, gdy łapa zmiennego znalazła się tuż przy jego twarzy. Pazury zostały zblokowane szybkim ruchem katany. Łowczyni przeturlała się, zmienny wskoczył na nią. Jego delikatne poduszeczki zostały przecięte, srebro weszło w nie jak w masło. Dopiero teraz rana na ramieniu zasklepiła się. Nagle rozległ się strzał i wycie. Zew pełen bólu i cierpienia. Cielsko upadło na ziemię, a oczom Luki ukazała się męska sylwetka. Redlum trzymał w ręce potężny rewolwer z, którego jeszcze sączył się dym. Kula utkwiła w piersi karakala, przez chwilę patrzył on jakby nocnymi oczami, które powoli stawały się ludzkie. Liście uniosły się w górę, rozstępując się jakby z szacunku dla potwora.



*****************************************************************************




Mężczyzna siedział na zimnej kamiennej podłodze. Ociekający brudem i przepełniony wilgocią loch, gdzie nie gdzie przemknęłą jakaś zmutowana kreatura. Z krat ściekło kilka kropel cuchnącej wody, do kratki ściekowej wbiegł nad wyraz przerośnięty gryzoń. Drzwi zamknięte na dziesiątki spustów, pomimo wystroju rodem ze średniowiecza technologia była jak najbardziej nowoczesna i niestety niezbyt sprzyjająca więźniom. Na tyle potężna by zamknąć im drogę ku wolności. Mężczyzna w ręku trzymał zawieszony na łańcuchu zegarek. Jego okrągła tarcza przypominała srebrny księżyc w pełni. Na srebrnej tarczy ukazany był kolorowy malunek, jedyny obraz słońca jaki mu pozostał. Miasto kąpiące sie w złotych promieniach. Łańcuszek o srebrnej barwie owijał się wokół jego dłoni i palców. Cela miała kształt bryły o dziwnej wielokątnej podstawie. Kilka metrów od mężczyzny ze ściany wyrastało zgrubenie przypominające kolumnę, zwieńczającą kraniec. Dalej znajdował się wgłębienie, szeroki korytarz prowadzący przed siebie. W jego wnętrzu panował mrok, dosyć złudny, sprawiał wrażenie wszechogarniającej pustki. Nagle usłyszał jakieś kroki. Do wyjścia prowadziły kamienne schody pnące się w górę. Ktoś nagle otworzył je z impetem. Weszła para strażników. Ich ciężkie buciory, płaszcze, stosowne ubranie i ten sposób poruszania się. Łowcy. Prowadzili kogoś ze sobą. Młoda, delikatna sylwetka. Zakrwawiona twarz, zakryta przez ciemne opadające włosy. Snuje się niczym cień, wychudzony cień nieudolnego czarodzieja, który próbował go ożywić. Zawlekli go do pary kajdan zwisającej ze ściany tuż obok mężczyzny, Wmurowane, srebrne, błyszczą się w ponurym świetle niczym narzędzia przejmowania władzy i zadawania tortur.
 - Jesteś taki wygadany Thot to teraz będziesz miał przynajmniej z kim potrajkotać. - odparł ponuro śmiejący się łowca, który stał bliżej mężczyzny
Skuty więzień w odpowiedzi jedynie dyskretnie otworzył swój zegarek, tak aby strażnicy go nie zauważyli. Wskazówka przesuwała się równomiernie. Istaniała w takiej harmonii, harmonii, która napełniała go spokojem. Gdy jeden z łowców skinął na drugiego, więzień zamknął pokrywkę szybkim ruchem, zakrywając tarczę. Chłopak zawył z bólu gdy srebrne kajdany zacisnęły się na jego nadgarstkach. Nawet się nie opierał, znamiona i siniaki na jego ciele dały Thotowi do zrozumienia dlaczego. Krew pociekła spod zapięć, które dotknęły jego skóry. Zawsze tak jest przy pierwszym kontakcie ze srebrem, ważne by za dużo tego nie dostało się do krwi i ważniejszych organów. Nowy przybysz oparł się o mile chłodną ścianę i odetchnął z czymś na kształt ulgi. Łowcy staneli nad Thot jakby zaciekawieni.
 - Witam panów. - uśmiechnął się mężczyzna patrzący z góry na swoich oprawców
 - Niezawygodnie ci Thot? - zaśmiał się ten stojący po jego lewej
 - Mówiłem wam już, że jesteście bardzo sprytni? - więzień leżący u ich stóp uniósł palec do góry by na nich wskazać
 - Nie. - odparł drugi z wrednym uśmiechem na twarzy
 - Świetnie. To znaczy, że krew jeszcze dociera mi do mózgu. - ledwo dokończył zdanie gdy gumowa podeszwa wbiła się między jego żebra
Nie był ani trochę zaskoczony wiedział dokładnie, że to się stanie. Ból przeszedł po całym ciele, a pęknięcie sugerowało naruszenie jakieś kości. Łowcy jednak nie śmiali się jak zwykle, jedynie w milczeniu opuścili pomieszczenie, odprowadził ich odgłos grubych podeszw butów. Były skonstruowane podobnie jak glany, nie ułatwiały strażnikom pościgu jednak były perfekcyjne w czasie przesłuchań lub zwyczajnego znęcania się nad innymi. Thot zakaszlał krwią, wbrew pozorom był delikatną istotą w przeciwieństwie do jego braci i sióstr. Spojrzał w stronę przyprowadzonwgo chłopaka, który przez chwilę obserwował zaistniałą sytuację. W jego oczach kryło się przeraźenie. W końcu ciemnego korytarza coś się ożywiło. Zalśnił szkarłat, jakby para morderczych ślepi. Potrząsanie łańcuchów zdawało się powtarzać równie często co tykanie sekundowej wskazówki zegara. Coś ciągnęło je do przodu usiłując się wydostać. Demoniczne potrząsanie, próba osiągnięcie upragnionego celu. Bestia na ich końcu rwała siędo przodu, jej pazurzaste łapy sięgały na tyle daleko aż poza cień ujawniając się w bladym świetle oświetlającym dwóch więźniów. Siedzący bliżej młodzieniec poderwał się z miejsca wystraszony na sam widok kreatury. Tajemnicza twarz nie wychodziła z zasłony mroku jednak ręce tak rozpaczliwie próbowały go dosięgnąć. Chłopaka może nie przeraziła intencja potwora, a to czym ten potwór był.
 - Czyżbyś zobaczył coś znajomego? - wtrącił Thot - Może samego siebie? - dodał po chwili ocierając krew z kącika ust
Jego nowy towarzysz szybko odwrócił się i niemo spojrzał mu w oczy.
 - Tak, tak! - Thot odgarnął włosy zakrywające twarz - Czym czy tam kim jesteś ty i ten stwór. Dlaczego to musi być takie istotne?! - machnął dłonią - Co za różnica?! Wszyscy i tak zaliczamy się do tych gorszych. - wzruszył z uśmiechem ramionami
Minęła krótka chwila od wypowiedzianych słów aż do momentu w którym chłopak stracił przytomność. Jego głowa opadła bezradnie do przodu, ciało pochyliło się utkwiło w tej dziwnej pozycji. Krew pociekła cienkim strużkiem na podłogę co jeszcze bardziej rozjuszyło potwora w korytarzu.
 - Nie podniecaj się tak! - zirytował się Thot
Jego dłoń delikatnie zakołysała zegarkiem, metal ponuro błysnął w bladym świetle. Do bestii chyba nie dotarły słowa mężczyzny, nadal szamotała się jak cesarski kanarek ze sznurkiem u nogi. Zdenerwowany Thot uderzył pięścią o ścianę wybijając w niej niewielką dziurę, która dołączyła do kolekcji następnych otaczających jego więzienie. To jednak nie przywołało potwora do porządku, nawet drgania, które złowieszczo przeszły po całym lochu nie przeraziły potwora. Tym razem miał zbyt wiele do stracenia by tak po prostu dać się uciszyć.

O mnie

Moje zdjęcie
Prosto ze świata ynaj, tu dla was. Otwieram wrota kluczem snów, byście zobaczyli to co widziały moje oczy. Dziewięć to liczba kocich żywotów, a także symbol wieczności. Nienawidzę: *mercepanu | *pedałów | *atesistów | *moherów | *rusków | *niemców | *bandy czworga | *królików | *wiewiórek | *palikota | *paszczurów | *polskiego systemu edukacji | *UE | *królików miniaturek | *czystej krwi | *zmierzchu | *pamiętników wampirów | *angielskiego | *amerykanów | *spongeboba | *substytutów megavideo (R.I.P) | *producentów nowego Crasha Bandicoota | *producentów nowego Jaka i Dextera | *Avatara |