Luka wjechała elegancką windą do ośrodka. Srebrne drzwi
rozsunęły się zalewając malutki pokoik światłem dużo jaśniejszym od tego, które
emanowało z wbudowanych w ściany lampek. Redlum dreptał w miejscu niczym
znerwicowany królik, stał plecami do lustra, zupełnie jak gdyby bał się swojego
odbicia. Wlepił wzrok w podłogę, po czym na dźwięk magicznego gongu uniósł
głowę do góry by stwierdzić gdzież to znowu Luka postanowiła ich zabrać. Kobieta
swoim wyrafinowanym i jakże eleganckim krokiem ruszyła do przodu bez
uprzedzenia, mężczyzna przyczłapał do niej dopiero po chwili. Przymrużył oczy
pod wpływem jasnego i intensywnego światła oraz sterylnie białych ścian. Łowcy
zawsze urządzali swoje wnętrza w ten charakterystyczny sposób. Pełne elegancji,
wspaniale ułożone, zawsze obracające się w kolorach kremowych, odcieniach bieli
oraz różnego rodzaju srebrach. Na wejściu przywitał ich miły uśmiech
kasztanowłosej pani doktor. Odziana w biały kitel, ułożyła swoje wyszminkowane
usta w bardzo ładny kształt. Poprawiła binokle na swoim nosie po czym
przełożyła swój kucyk na drugie ramię.
- Witaj Luko! Witaj
Redlumie! – otworzyła swoje królewsko błękitne oczy
- Witaj Katherin! –
odparła łowczyni z równie ciepłą uprzejmością
- Nie rozumiem czemu
tak bardzo upierasz się na spotkanie. – wyciągnęła z kieszeni jakąś kartę po
czym włożyła ją do zamka magnetycznego – Jaki jest w tym sens? – zapytała
zabawnym tonem po czym pozwoliła by urządzenie przeskanowało jej siatkówkę –
Czasem mi się wydaje, że masz po prostu do niego jakąś słabość. – wymówiła
standardową formułkę tak aby kolejny mechanizm mógł rozpoznać jej głos i
potwierdzić tożsamość – Redlum! Powinieneś zacząć być zazdrosny. – zerknęła w
ślepia pałające cichą rządzą mordu
Drzwi otworzyły się, a ich oczom ukazała się wielka hala. W
połowie była oszklona, ogromna kryształowa ściana przedzielała ogromny pokój na
pół. Jedna strona zdawała się sprawiać wrażenie pokoju przeciętnego nastolatka.
Pełen chaosu i bałaganu, rozrzuconych „zabawek” i ubrań. Oczywiście przy okazji
był on też świetnie monitorowany wszystkimi możliwymi ustrojstwami. Luka bardzo
dobrze znała ten pokój, wkroczyła do środka swoim charakterystycznym dumnym
krokiem. Rozpoznano ją na samym wejściu. Jakaś dziwna postać przyległa do
szyby, mężczyzna, na jego twarzy pojawił się dziecięcy uśmiech. Rubin, bo tak
zwał się ów delikwent. Okaz nad okazy, trzymany pod kloszem nie tylko ze
względu na swój brak psychicznej równowagi ale także przez wzgląd na to, że był
prawie ostatnim ze swojego gatunku. Pani doktor wskazała parzę łowców drogę
przez jakieś drzwi. Redlum przed wejściem. Przeszli oczywiście odpowiednią
kontrolę, po czym Luka została wpuszczona do małego pomieszczenia wyglądającego
podobnie jak więzienny pokój przesłuchań. Rubin już tam czekał uradowany niczym maleńki chihuahua którego z
Hollywoodu wreszcie wypuszczono na wolność. Przyległ do szyby z wywalonym
jęzorem, swoimi mądrymi oczami obserwował każdy ruch łowczyni. Podniósł w
pośpiechu słuchawkę, chwycił ją obiema rękami i mocno przycisnął do ucha. Luka
zrobiła to samo ale z o wiele większym spokojem i opanowaniem.
- Halo? – zawołała aksamitnym
głosem
- Masz coś dla mnie?
– więzień zachowywał się niczym dziecko przed otwarciem gwiazdkowych prezentów
– Proszę! Proszę! Proszę powiedz, że masz! – prawie, że podskakiwał na swoim
stołku
- Jak się masz
dzisiaj? – odparła Luka z chłodnym stoickim spokojem
- Do-dobrze! – jej
rozmówca zająknął się jakby onieśmielony kobiecą obecnością
- Słyszałam. – łowczyni zakaszlała – Że nie
chcesz brać udziału w badaniach. – ubrała swoją wypowiedź w jak najlepsze słowa
- Nie lubię kiedy
nabija się mnie igłami przez cały dzień. – więzień spuścił nos na kwintę – Ile
można? – zacisnął zęby ze złości – Robić mi wiwisekcję po raz enty. Mam tu
gorzej niż pierdolona świnka morska, a nie narzekam – zacisnął obie pięści –
Siedzę tu i nikogo nie zabijam, nie zabieram się za stare zabawy, jem to co mi
podtykacie i pozwalam się kroić do bólu. – w jego głosie słychać było unoszącą
złość - Czy ja proszę o tak wiele
potrzebuje tylko krwi i zagadek. Mój umysł nienawidzi stoicyzmu. Proszę cię
powiedz, że masz coś dla mnie! – opadł prawie, że na kolana
Luka rzuciła mu chłodne ale i także zatroskane spojrzenie.
Rubin był zarośnięty, w jego pokoju panował „artystyczny nieład”, zawsze kiedy
na siłę szukał czegoś do „zabawy”. Spojrzał na nią ogromnymi oczami zbitego
szczeniaka. Rubin nie był zwyczajny, jego geniusz i zdolność logicznego
myślenia były niesamowite. Był także świetnym matematykiem i tak naprawdę tylko
królowa nauk przynosiła mu ulgę w jego mającym trwać wiecznie cierpieniu.
Czerwone oczy wywołane przez nadmiar emocji, przerośnięte kły i to błagalne
spojrzenie mieszały się ze zmysłami kobiety. Wampir. Łowczyni jednak ani
drgnęła.
- Błagam chociaż
jedną zagadkę. – więzień złożył ręce jakby do modlitwy – Jestem najgrzeczniejszym
potworem na świecie. – zrobił minę nic nie umiejącego studenta proszącego o
dopa
- Pozwolisz pani
doktor przeprowadzić kilka badań? Podobno strasznie się stawiasz? – Luka mimo
popiskiwań wampira kontynuowała temat
- Tak! Tak! –
wymamrotał krwiopijca przez zaciśnięte zęby
- Nie słyszę cię. – łowczyni
wyszeptała sentencję do słuchawki swoim seksownym głosem
- Tak! – krzyknął
więzień w finalnym akcie złości – Niech im będzie! Zrobię wszystko co chcesz
tylko daj mi to co tam masz w tej teczce. – wskazał z szakalim uśmiechem na akta, które kobieta trzymała cały czas pod pachą – Drewniany kolor, znaczy się
tektura, czerwony pasek coś ważnego, po numerach wnioskuje, że sprawcy jeszcze
nie ujęliście. – odparł Rubin, który perfekcyjnie znał wszystkie oznaczenia w
księgowości łowców
- Jak zawsze błyskotliwy!.
– Luka uśmiechnęła się niczym zaprogramowany do tego robot – A więc. –
rozłożyła rzeczy na przedzielonym specjalną szybą stoliku po czym przyłożyła
jedno ze zdjęć do szyby
- Niezła masakra. –
stwierdził Rubin po czym wskazał gestem by pokazała mu następne zdjęcie
Po przeglądnięciu całego pliku przeróżnych fotografii,
kobieta wyciągnęła niebieski notes. Otworzyła go na zabazgrolonej szarymi
notatkami stronie, potem wyciągnęła jakąś kartkę z raportu i odczytała jej
zawartość. Następnie przystawiła notes do szyby i wskazała palcem na
podkreślone pierwsze litery imion.
- Widzisz? – powiedziała
do słuchawki
Kreatura wpatrzona swoim dzikim, drapieżnym wzrokiem w
notatki, analizowała sytuację przedstawioną na papierze. Zapadnięte policzki,
kościste ręce, widać było, że Rubin bardzo schudł i osłabł. Standardowe
postępowanie, żeby przymusić stwora do współpracy zaczęto go głodzić.
- Anubis. – wampir
poskładał wskazówki do kupy – To wiadomość. – stwierdził po chwili
- Wiadomość? – Luka
odwróciła notatki w swoją stronę
- Jesteś jak zwykle
ubrana w swój… – więzień zrobił krótką pauzę jakby szukają właściwego słowa -
…uniform. – wykonał jakiś dziwny gest prawą dłonią – Trudno wyczytać cokolwiek
z twoich emocji, jak zwykle świetnie się maskujesz. W dodatku nie mogę poczuć
twojego zapachu co czyni ocenienie twojego stanu jeszcze trudniejszym. – złożył
palce w wieżyczkę – Nakładałaś makijaż w pośpiechu. A szpilki masz czymś
ubabrane, zgaduje więc, że wracasz prosto z rzekomego miejsca zbrodni. –
uśmiechnął się pokazując pełnie swojego nienaturalnego uzębienia – Jak tam
twoja kontuzja? Po twoim pewnym kroku wnioskuje, że nie spotkałaś żadnego
zmiennego i rana miała czas się zagoić. – podrapał się po brodzie
- Bardzo dobrze,
dziękuje. – kobieta odparła z największą możliwą elegancją zawartą tonie jej
aksamitnego głosu - Ale wróćmy do
tematu. Co to za wiadomość? - próbowała
nakłonić Rubina do wyjawienia tajemnicy rojącej się w jego głowie
- Redlum nie
przyszedł by tradycyjnie się nade mną poznęcać. Od ostatniego czasu dziwnie się
zachowuje. Czyżby był zazdrosny o uwagę jaką mi poświęcasz? – wampir oparł
głowę na dłoni – Nie ważne! – ziewnął szeroko otwierając paszczę
- Możesz skończyć
zdanie, które zacząłeś? – łowczyni odgarnęła zapleciony warkocz
- Tyczące się
wiadomości? No cóż, ktoś chciał przekazać komuś dość nietypowy przekaz.
Najwidoczniej komuś kto nie ma za specjalnie dostępu do bardziej standardowych
środków komunikacji ponieważ zapewne wy go przetrzymujecie. Musi to być osoba,
która zostanie związana z tą sprawą i o wszystkim się dowie najpewniej poprzez
jakieś brutalne przesłuchanie ale zostanie wykluczona z listy podejrzanych
ponieważ oczywiście nim nie będzie ale podejmie kroki w kierunku jakiegoś nieznanego na m wszystkim celu. – wampir
zrobił krótką pauzę – Zapewne sama w podobnie jak ty odczyta hasło „Anubis”. – zmarszczył
brwi – Czyżby nie chodziło o przewodnika zmarłych? Wiesz tego siostrzeńca
Ozyrysa.- zamyślił się – Jakież podwójne znaczenie może to mieć? Może
nawiązanie do jakiegoś miejsca lub osoby? – ściszył głos po to aby sprawić
wrażenie nadchodzącego horroru - Czyżby ktoś ważny gdzieś w krainie śmierci? –
podrapał się po karku
- Wyspa Annaru. – Luka
zamknęła emocje głęboko w swoim sercu
*****************************************************************************
Młodzi adepci w białych fartuchach posłusznie dreptali za
swoim jeszcze bledszym mentorem, który magicznymi kluczami był w stanie
otworzyć każde drzwi dla spragnionych wiedzy. Weszli do bijącej chłodem
kostnicy umaczanej w kolorach sterylnego beżu i królewskiego srebra. Profesor
wzniosłym basowym tonem zagonił nieznośnych praktykantów do tego budzącego
grozę miejsca. Pomimo jego elegancji
związanej ze starannością i schludnością łowców, przez serca można było czuć
panujący tu mrok na który uczeni stracili wrażliwość już dawno temu. Przewodnik
wskazał gestem jedną z półek, którą za chwilę miał zamiar otworzyć, wygłosił
krótką przemowę na temat tego, że taka robota nie jest dla wszystkich i, że
należy zachować szczególne środki ostrożności przy pracy z ludźmi nie do końca
nimi będącymi.
- Tutaj mamy kobietę
w wieku. – uczony spojrzał na jakąś dokumentację – Lat 21, zmarła w wyniku na
razie nie wiadomo czego podejrzewa się uduszenie. – profesor spojrzał na lekko
pobladłych studentów – Kolejny dowód na to, że te kreatury należy wyciąć w pień.
– zaśmiał się delikatnie ale widząc, że nie trafia to do żadnego z praktykantów
kontynuował przemowę – Mammalia, ssakokształtna, raczej podchodząca pod felis
niż pod canis, przynajmniej tak wynika z relacji świadków. Zgubiono ją w
trakcie pościgu, a potem znaleziono martwą z charakterystycznymi objawami
uduszenia gwałtownego czy też mówiąc w sposób bardziej jasny, odcięcia dopływu
powietrza poprzez mechaniczny ucisk na szyję. Kto mi powie jakie to mogą być
znamiona? – profesor poczciwie się uśmiechną
- Sinica. – rzucił
ktoś z tyłu
- Coś jeszcze? –
uczony oparł się ręką o ścianę
- Krwawe wybroczyny,
sinica, przekrwienie narządów. – odezwała studentka o promiennym uśmiechu
- Tylko tyle? –
profesor wytarł prawą dłoń o biały fartuch – A coś bardziej oczywistego? – uczniowie
jakoś odmawiali współpracy, uczony jedynie westchnął
Ostrożnie chwycił lodowato chłodny uchwyt szafki, szarpnął
delikatnie ale też i zdecydowanie. Półka wysunęła się do przodu, mechanizmy
bezgłośnie wypluły ciało. Foliowy worek wywołał ciarki na plecach kilku świeżo
upieczonych praktykantów ale dla większości z nich nie było to nic nowego. Profesor
miłym uśmiechem powitał nieboszczkę. Odsunął delikatnie zamek, jego oczom
ukazała się bardzo ładna twarz, rozsuwał
dalej, połówki worka rozchodziły się w dwie strony. Ciało było jeszcze ubrane,
uczony wskazał dłonią na rozsunięte plastikowe opakowanie. Nagle coś wyskoczyło
ze środka, ręka, błyskawicznie, wręcz, że z prędkością światła. Szpony, które
wyrosły z palców zacisnęły się na krtani. Druga dłoń wyskoczyła tuż za
pierwszą, chwyciła kark człowieka po czym złamała go niczym słomkę. Sylwetka
delikatna niczym podmuch wiosennego wiatru wyskoczyła z opakowania, powalając
martwe już ciało wykładowcy. Studenci popatrzyli po sobie, później zerknęli na
istotę, która przed chwilą miała nie żyć. Kobieta wyskoczyła przed siebie
niczym dzikie zwierzę, wpadła na jednego ze studentów, pazurami wczepiła się w
jego skórę po czym wygięła jego szyję pod nienaturalnym kątem słychać było
głośne chrupnięcie, zwłoki upadły na podłogę. Pół obrotowy kopniak zmiennej
rozstąpił tłum, stopa przekazała siłę czyjeś szczęce miażdżąc ją i odrzucając
delikwenta sporą odległość do tyłu. Ktoś przebiegł zahaczając ramię
napastniczki. Ta wykorzystała chwilę, wbiła szpony w skórę uciekiniera i
złamała mu rękę, odrzuciła krzyczącego z bólu człowieka gdzieś pod ścianę, uderzenie
odebrało mu przytomność. Zmienna uniosła głowę i kątem oka spojrzała na kamery
ale tak aby urządzenie nie mogło nagrać jej twarzy. Poruszała się z gracją
baletnicy i energią parkuorowca. Podbiegła do ściany, siłą rozpędu pomogła jej
zrobić kilka kroków po pionowej powierzchni, łapa zaświsnęła na urządzeniu,
którego uchwyt nie mógł wytrzymać. Coś pękło, iskry i kable wyleciały z wnętrza
ściany. Potem opad na cztery łapy delikatne skradanie się, prędki wyskok w
stronę następnego żyjącego delikwenta, pazury wczepiły się w bark, delikatne
kobiece dłonie wyrwały kość ze stawu, mężczyzna zawył z bólu i upadł na ziemię.
Ludzie byli niczym mrówki w zalanym mrowisku. Kilka susów na czterech łapach w
stronę następnej kamery, pazurzasta łapa zahaczyła o metal. Ustrojstwo
zakończyło swój żywot. skwiercząc przy okazji niczym smażąca się cielęcina.
Kilka krótkich spięć, parę iskier dobywających się z przeciętych przewodów, w
pobliżu kamery musiało być jakieś większe skupisko kabli. Napastniczka ogarnęła
pobojowisko wzrokiem, część martwych leżała w skropiona krwią, pozostali
zwijali się z bólu i czołgając się szukali wyjścia. Kreatura podeszła do
jednego ze studentów, wyrwała szybkim ruchem
kasztanowy włos zielonookiej istotki. Nagle jej twarz zaczęła się
zmieniać, kości zaczęły się przemieszczać, skóra przybrała inny odcień tak samo
jak oczy. Zmienił się kształt ucha, nosa, ciało nabrało nowego kształtu,
sylwetka zmieniła się zupełnie. Długie kasztanowe loki pokryły ramiona. Bestia
w ludzkie skórze spojrzała na swój odpowiednik, z rąk wysunęły się zwierzęce
szpony. Napastniczka stanęła z odpowiedniej strony, pazury przeorały skórę,
zmasakrowały obliczę dziewczyny. Jej delikatna skóra wkrótce pokryta była całą
masą podłużnych i silnie krwawiących ran. W finalnym geście zwycięstwa zmienna
skręciła studentce kark. Przemieniona zwierzęcym podskokiem pokonała odległość
dzielącą ją od następnego żywego. Zamachnęła się, silny cios zmasakrował kości
czaszki, szpony zdarły skórę, krew trysnęła na wszystkie strony. Koniec był
taki sam , wypełniony płaczem łamanych kości. Bestia przysiadła delikatnie i
spojrzała na samą siebie, zamachała delikatnie nie swoimi stopami, ściągnęła z
profesora kitel, a przypadkowej jeszcze żyjącej ofierze zdarła identyfikator.
Wkrótce ich twarze były tak samo zmasakrowane, a karki skręcone. Kobieta chwyciła
swoją delikatną nogę i siedząc na ziemi wygięła ją pod nienaturalnym kątem, ból
był przeogromny, jednak tylko takie obrażenie nie mogło zostać natychmiastowo
uleczone. Teraz wystarczyło zaczekać, pułapka zastawiona. Minie trochę czasu
zanim łowcy zorientują się, że w armii zbawienia wkradł się podstępny szpieg.