Cytat na dziś

„- Ryba potrafiła przeskoczyć nad tamą. Ten wysiłek zamienił ją w smoka.“ - Gink-go „Księga Smoków“

piątek, 20 lipca 2012

Dziewiąty krag Anubisa (8) - Legenda mnogich osobowości

 - Słyszałeś kiedyś legendę Jonathana Low? - spytał Tyrio dotykający końcem buta leżących zwłok
 - Nie. - odparła urocza dziewczyna o kasztanowych włosach stojąca u jego boku
 -  Jonathan Low był kiedyś dowódcą Piątego Oddziału Ezoteryków - łowca spojrzał w stronę Luki pracującej w pobliżu
 - Ezoterycy? - delikatna kobietka uśmiechnęła się od ucha do ucha - Przecież oni nie istnieją. - puściła oko do swojego partnera
-  Byli od zawsze, od początku świata, kiedy ty jeszcze byłaś zwyczajnym adeptem akademii. - odparł Tyrio wpatrzony starszą łowczynię - Ezoterycy to specjalizacja, której nie robią byle szczeniaki . To scientia occulta. Jeżeli Rada uznaje cię za godną jej poznania to jest to wyróżnienie najwyższej rangi. - obszedł martwe ciało jakiegoś zmiennego płci pięknej - Istnieje pięć oddziałów Ezoteryków. Pięć gwiazdek na mundurze to coś za co wielu oddało by dusze i ostatnie pieniądze z swojego żołdu. - skierował swoje kroki w pobliże młodocianej partnerki
 - Nie lepiej należeć do Duchów? - odparła z największą możliwą uprzejmością - W Ezoteryków mało kto nawet wierzy, a bycie Duchem to najlepszy sposób na podniesienie swojego statusu. Wszystkie dzieci znają opowieści o tych łowcach. - dziewczyna podniosła delikatnie jakiś przedmiot
 - Hitokage. - starszy łowca zwrócił się do młokosa - Czy ty myślisz, że bycie obiektem strasznych historii przy ognisku z amerykańskiego horroru to szczyt moich marzeń?! - dodał po chwili zirytowany Tyrio
 - Ale miał pan mówić o tym całym Low. - zwróciła mu uwagę dziewczyna
 - Masz rację. - odparł jej uśmiechnięty partner - Jonathan Low kiedyś miał stuknąć bardzo niebezpieczną bestię, która jak się pewnie domyślasz dała im nieźle popalić. - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Jak w każdym dobrym horrorze wybiła ich wszystkich. Ezoteryków - tych, którzy przestali być ludźmi ze stali, a stali się potworami pozbawionymi uczuć będącymi w stanie ogarnąć każdy burdel jaki tylko zrobiliby zmienni. - westchnął - Potwór kontrolujący płomienie, gorąc i moc słońca. Przybierający postać ogromnego królewskiego ptaka. Jego skrzydła rozpostarły cień nad ciałami, których krew zabarwiła śnieg tamtego pamiętnego dnia gdy Low spojrzał w oczy tego potwora, tamtego dnia kiedy to coś w nim pękło. - starszy łowca na siłę próbował stworzyć atmosferę pełną grozy
 - Urzekła mnie twoja historia! - Redlum specjalnie trącił swojego kolegę
 - Daj mu spokój! - krzyknęła Luka z daleka
 - Cześć. - Hitokage zawołała nieśmiało do partnera starszej łowczyni
 - Masz coś do tego Redlum?! - zirytował się towarzysz świeżo upieczonego adepta
 - Może i jestem pozbawiony empatii ale nie zabrano mi poczucia humoru. - odparł uśmiechnięty od ucha do ucha dowcipniś - Low na obecną chwile jedzie na psychotropach jakby ktoś nie wiedział. Wszystkie te historią utkano na podstawie tego co bredził gdy pakowali go w kaftan. - zaśmiał się - A Ezoterycy istnieją ale nie są tak eksponowani jak na przykład Duchy młoda damo bo najważniejszą i najlepsza cechą człowieka jest jego przeciętność. - zrobił tutaj krótką, nerwową pauzę - Uśmiech! - zawołał niespodziewanie celując w oczy Tyrio nieprzyjemnie jasnym światłem lampy błyskowej
 - Nie drażnij go Redlum. - młodziutka łowczyni usiłowała uprzedzić starszego kolegę o konsekwencjach jakie grożą mu jeśli dalej będzie nabijał się z jej partnera
 - Zostaw ich Hitokage! - krzyknęła Luka jeszcze raz - To duże dzieci! - zanim dokończyła to zdanie łowcy rzucili się sobie do gardeł
Hitokage jedynie przyglądała się zdziwiona jak ta bezsensowa farsa rozgrywa się na jej oczach. Nie mogła nawet myśleć o tym co by było gdyby spróbowała ich rozdzielić. Luka wyszła jej na przeciw. Wycelowała w tarzającą się po ziemi górę ciał. Strzała utkwiła tuż obok skroni Tyrio i jej partnera. Zatrzymali się na chwilę, jakby zamrożeni w czasie. Ich kryształowe oczy skierowały swój wzrok w stronę wbitego w ziemię śmiercionośnego przedmiotu.
 - Następnym razem nie chybię! - kobieta zawołała na całe gardło




*****************************************************************************



Przebudzenie. To przedziwne uczucie gdy czujesz się niczym rodzące się dziecko nabierające powietrza po raz pierwszy, jak walczący o życie topielec. Dziwne jest takie uczucie, gdy otwierasz oczy nie w swoim świecie. Nagle ktoś uruchamia twój mózg i zaczynasz funkcjonować w zupełnie innej płaszczyźnie, twoje ciało ulega instynktom, nieznanym odruchom. Nowonarodzonego otaczał go mrok ale mimo wszystko wyraźnie widział to co się działo. Kształty, wizje, sny lały się po ścianach niczym woda, która spadając formuje wodospad. Pomimo tego iż odczuwał, że nie jest to świat realny to bolał jak w rzeczywistości, prawie jak prawdziwe. Wszystko było tak fizycznie odczuwalne, że trudno było uwierzyć iż to jedynie jego wyobraźnia płata mu figle. Na horyzoncie rysowały się kontury pewnej postaci. Ludzki zarys sylwetki dumnie kroczył by w końcu wyjść z zasłony mgły nieświadomości za, którą kształt składał się jedynie z  jasnych kontur namalowanych jakby białą farbą na czarnym płótnie. Dopiero po przekroczeniu tajemniczej zasłony postać stała się w miarę realna. Wielki antropomorficzny szakal o czarnym futrze ubrany dosyć elegancko. Garnitur, koszula, krawat i ten dziwny złoty napierśnik ozdabiany widokiem skarabeuszy. Wyglądał tajemniczo i niezwykle dostojnie, kroczył do przodu stanowczym krokiem, podstępny niczym wąż. Win podszedł bliżej chwiejąc się na nogach. Na głowie czuł guza chyba dostał od kogoś w głowę i to dość mocno.
 - Przyłączysz się? - szakal wskazał mu krzesło, które pojawiło się znikąd
Chłopiec bez słowa podszedł, ujął dłonią oparcie i spojrzał w złote oczy potwora.
 - Kim jesteś? - zapytał
 - Jestem twoimi wspomnieniami. - uśmiechnął się zwierz - Tym co do tej pory trzymało cię w niepewności. - złożył dłonie w wieżyczkę - Całkiem możliwe, że wyciekały do ciebie sny. - uśmiechnął się od ucha do ucha - Pradawne bitwy, starożytne miasta, sceny mordu i zemsty. - wyliczał patetycznym tonem
 - Wspomnieniami skąd? - chłopiec posłusznie usiadł we wskazanym miejscu
 - Z twoich poprzednich żyć oczywiście. - szakal zaczął zataczać wokół niego kręgi - Tak bardzo przyblokowałeś w tym ciele swoje prawdziwe ja, że narodziłem się właśnie ja. - westchnął - Jestem materializacją twoich doświadczeń, preferencji, lęków, wspomnień, snów i wielu innych rzeczy. - zbliżył swój pysk w stronę twarzy chłopca - Skupiona masa, niczym materiał na gwiazdę, zaczęła wytwarzać coś bardziej złożonego, skomplikowaną świadomość. - uśmiechnął się ponownie - Tak narodziłem się ja! - ukłonił się w pasie
 - Czego więc chcesz? - zapytał człowiek
 - Twojego ciała. - uśmiechnął się potwór - Jeżeli mnie wchłoniesz i na nowo staniesz się Anubisem bogiem śmierci ja zginę. - wziął głęboki oddech - Tak mocno wyrzekłeś się siebie, że nasza jaźń rozdzieliła się. Jesteś czystym sobą sprzed powstania świata. - złożył ręce w wieżyczkę - Dam ci szansę. - uśmiechnął się - Jeśli chcesz na nowo stać się sobą musisz mnie pokonać. - strzelił kośćmi dłoni niczym wojownik szykujący się do starcia
 - Mam bić się z tobą?! - Win poderwał się z krzesła
 - Jeśli chcesz z powrotem odzyskać nad sobą kontrolę, to nie masz innego wyjścia. - szakal zniżył swe oblicze jakby okazując mu szacunek
 - Dlaczego rzucasz mi wyzwanie? - chłopiec cofnął się kilka kroków
 - Ponieważ w głębi duszy chce na nowo być potężnym, a chyba samodzielnie nie jestem w stanie stać się tobą. - przymknął ciężkie powieki - To po prostu taka niezwykła forma samobójstwa. O ile zachowałeś chociaż odrobinę umiejętności jakie posiadałeś w zamierzchłych czasach. - szakal ujął twarz w swe kudłate dłonie

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dziewiąty krag Anubisa (7) - Loch Karakali

Luka szła powolnym krokiem, dłoń cały czas pozostała na chłodnej rękojeści pistoletu. Leśne runo szeleszczało pod jej stopami gdy jej delikatne stópki dotykały ziemi. Coś zaszeleściło pomiędzy jesiennymi liśćmi. Kolory czerwieni i żółci opanowały cały krajobraz. Drzewa beztrosko pozbywały się swojej dotychczasowej korony. Łowczyni ostrożnie wyczekiwała niebezpieczeństwa. Szelest wyprowadził ją z równowagi, gotowa na wszystko odwróciła się gwałtownie niczym wystraszona gazela. Zrobiła krok do tyłu, znalazła dobry punkt podparcia, rozłożyła równo ciężar ciała. Oczy uważnie obserwowały to co się dzieje, a instynkt podpowiadał jej to co mogło się w najbliższym czasie zdarzyć. Świat ogarnął dziwny spokój, cisza przed burzą, na plecach czuła to pełne nienawiści spojrzenie. Nie była sama, doświadczenie i wyuczone zachowania kazały jej tak myśleć. Skupienie, opanowanie wypełniły jej dusze. Bez nich nie byłaby w stanie wykorzystać swojego pełnego potencjału. Dyscyplina także była ważna, szczególnie ta wewnętrzna, jeśli nie potrafisz złamać samego siebie nikt nigdy do niczego cię nie zmusi ale i też cię niczego nauczy. Czekała, wiedziała, że każdy jej oddech może być tym ostatnim. Łowcy żyją krótko, po prostu zabijają bestie taki jest ich zawód, fach i taki na wieki pozostanie póki świat nie zazna spokoju. Porywanie się z motyką na słońce? Może ale jeżeli nikt nie podejmie się tego zadania to kto nas będzie bronił? Powietrze zgęstniało, czas zatrzymał się, anielskie śpiewy rozbrzmiały w umysłach rozumnych istot. Szybki ruch dłoni, palce z gracją dotykają nie pistoletu, a rękojeści srebrnego miecza. Wszystko to wywołane impulsem wytworzonym przez instynkt, już nie było to działanie mózgu, a zwyczajny odruch podobny do tego kiedy dłoń gwałtownie "ucieka" przed ogniem pod wpływem jego ciepła. Nie mamy nad tym kontroli to po prostu się dzieje. Stopa zakręciła się pozwalając ciału zmienić pozycję, siłą napędziła kobiece dłonie dzierżące śmiertelną broń. Liście zawisły w powietrzu, która utknęło w gardłach wystraszonych ptaków. W takich chwilach pytamy czy świat nadal się kręci? Twarz łowczyni zbliża się do punktu na, który była skazana od początku. Wspaniałe oczy odbijające światło leniwego popołudniowego słońca dojrzały kształt, który już wcześniej wyczuło jej ciało. Te piękne oczy, wypełnione nie wiadomo czym. Czy była to nienawiść, czy była to niezłomna wiara w to, że światu trzeba pomóc, gniew spowodowany grzechami przeszłości? Ostrze zalśniło ponuro tak samo jak i zęby potwora. Kreatura podobna do ogromnego, przerośniętego karakala o lekko zgarbionej ludzkiej sylwetce. łapy wyskoczyły do przodu odsłaniając pazury gotowe do rozpłatania gardła łowcy. Zęby zostały obnażone, kły wysunęły się do przodu. Pozycja gotowa do ataku, z tyłu sterczały łapy, które sprawiły, że skok bestii był tak długi. Ogon niemal tak długi jak bestia zamarł wraz z liśćmi. Ta, krótka chwila, moment. Ostrze było gotowe by obronić wojownika, potwór przygotowany na to by zadać cios. Chwila, zupełnie jak na zatrzymanym kadrze z filmu. W ich umysłach mogło by to trwać wieczność, to nerwowe czekanie na to aż życie znów będzie tak prędkie jak przedtem. Powolne odliczanie. Wszystko ruszyło, poderwało się niczym zawodnicy na dźwięk wystrzału pistoletu sędziego. Pazury zmiennego zahaczyły o katanę, łowczyni skutecznie zablokowała cios. Wykorzystała siłę łap gigantycznego karakala by odrzucić go na małą odległość. Stwór przysiadł lekko na ziemi. jego lewa łapa ruszyła do przodu, szpony znów odbiły się od stali. Moc napędziła następną rękę, która dosięgła broni łowczyni. Krótka seria szybkich ciosów pozostawiła po sobie jedynie iskry sypiące się z metalowego ostrza. W pewnym momencie jeden z ataków został odparowany na tyle mocno by kobieta była w stanie wykonać szybki obrót i wykonać ruch ostrzem mającym na celu przeorać podbrzusze bestii. Jednak ta niezwykle zwinna, wybiła się jedną z tylnych łap, ciało zawróciło gwałtownie, miecz napotkał jedynie opór wiatru. Pięknie wykonany piruet zakończył się przybraniem pozycji obronnej. Łowczyni z gracją przykucnęła, ostrze trzymała z tyłu, głowę uniosła do góry. Zmienny zatoczył wokół niej krąg, biegnąć za drzewami, na razie straciła go z oczu. Nie musiała jednak długo czekać, bestia wyskoczyła zza jej pleców chciała ją zaskoczyć ale była zbyt niecierpliwa. Luka zdarzyła jedynie wbić w kudłaty brzuch rękojeść i rzucić ciężkie cielsko jeszcze dalej. Kreatura upadła z hukiem, fala uderzeniowa uniosła liście do góry. Kobieta wyskoczyła do góry chcąc zakończyć ten pojedynek ostatecznym ciosem w serce, szybki potwór jednak zdążył się przeturlać w drugą stronę. Miecz wbił się w ziemię, a bestia ruszyła do przodu. Luka powstrzymała zmiennego szybkim kopniakiem w szczękę po czym zadała cios drugą nogą, która przewróciła potwora na plecy. Łowczyni wyciągnęła w pośpiechu miecz, odwróciła się i ruszyła do przodu. Pomimo pozycji uległej zmienny nie był taki bezbronny, opazurzona łapa zatoczyła śmiertelny półokrąg, następnie druga. Ośmielony potwór otworzył szczękę i wyskoczył przed siebie. Luka wykonała waleczny piruet, rotacja przechyliła ją na prawo, ciało uniknęło ciosu, a miecz przejechał po skórze wyrośniętego karakala. Stwór przeturlał się. bardzo chciał kontynuować natarcie, zaczął osaczać Lukę. Rana zgodnie z oczekiwaniami potwora miała się prędko zagoić, jednak coś było nie tak. Mięśnie rozpalone w miejscu nacięcia odmawiały posłuszeństwa, zmienny nagle zaczął utykać. Srebrne ostrze. Mimo wszystko zmienny był w dobrej kondycji, zabójczy metal jedynie go musnął, był wypełnioną wściekłością i jak najbardziej zdolny od tego by kontynuować walkę. Ośmielona zadanym ciosem łowczyni wykonała duży skok w stronę karakala, jednym susem zbliżyła się wystarczająco blisko. Klinga ponuro zalśniła w popołudniowym słońcu, a sylwetka oprawcy odbiła się w oczach bestii. Stwór przywarł do ziemi i popełznął niczym wąż, miecz delikatnie musnął ogromny ogon. Łowca nie zdążył zamrugać oczami, gdy łapa zmiennego znalazła się tuż przy jego twarzy. Pazury zostały zblokowane szybkim ruchem katany. Łowczyni przeturlała się, zmienny wskoczył na nią. Jego delikatne poduszeczki zostały przecięte, srebro weszło w nie jak w masło. Dopiero teraz rana na ramieniu zasklepiła się. Nagle rozległ się strzał i wycie. Zew pełen bólu i cierpienia. Cielsko upadło na ziemię, a oczom Luki ukazała się męska sylwetka. Redlum trzymał w ręce potężny rewolwer z, którego jeszcze sączył się dym. Kula utkwiła w piersi karakala, przez chwilę patrzył on jakby nocnymi oczami, które powoli stawały się ludzkie. Liście uniosły się w górę, rozstępując się jakby z szacunku dla potwora.



*****************************************************************************




Mężczyzna siedział na zimnej kamiennej podłodze. Ociekający brudem i przepełniony wilgocią loch, gdzie nie gdzie przemknęłą jakaś zmutowana kreatura. Z krat ściekło kilka kropel cuchnącej wody, do kratki ściekowej wbiegł nad wyraz przerośnięty gryzoń. Drzwi zamknięte na dziesiątki spustów, pomimo wystroju rodem ze średniowiecza technologia była jak najbardziej nowoczesna i niestety niezbyt sprzyjająca więźniom. Na tyle potężna by zamknąć im drogę ku wolności. Mężczyzna w ręku trzymał zawieszony na łańcuchu zegarek. Jego okrągła tarcza przypominała srebrny księżyc w pełni. Na srebrnej tarczy ukazany był kolorowy malunek, jedyny obraz słońca jaki mu pozostał. Miasto kąpiące sie w złotych promieniach. Łańcuszek o srebrnej barwie owijał się wokół jego dłoni i palców. Cela miała kształt bryły o dziwnej wielokątnej podstawie. Kilka metrów od mężczyzny ze ściany wyrastało zgrubenie przypominające kolumnę, zwieńczającą kraniec. Dalej znajdował się wgłębienie, szeroki korytarz prowadzący przed siebie. W jego wnętrzu panował mrok, dosyć złudny, sprawiał wrażenie wszechogarniającej pustki. Nagle usłyszał jakieś kroki. Do wyjścia prowadziły kamienne schody pnące się w górę. Ktoś nagle otworzył je z impetem. Weszła para strażników. Ich ciężkie buciory, płaszcze, stosowne ubranie i ten sposób poruszania się. Łowcy. Prowadzili kogoś ze sobą. Młoda, delikatna sylwetka. Zakrwawiona twarz, zakryta przez ciemne opadające włosy. Snuje się niczym cień, wychudzony cień nieudolnego czarodzieja, który próbował go ożywić. Zawlekli go do pary kajdan zwisającej ze ściany tuż obok mężczyzny, Wmurowane, srebrne, błyszczą się w ponurym świetle niczym narzędzia przejmowania władzy i zadawania tortur.
 - Jesteś taki wygadany Thot to teraz będziesz miał przynajmniej z kim potrajkotać. - odparł ponuro śmiejący się łowca, który stał bliżej mężczyzny
Skuty więzień w odpowiedzi jedynie dyskretnie otworzył swój zegarek, tak aby strażnicy go nie zauważyli. Wskazówka przesuwała się równomiernie. Istaniała w takiej harmonii, harmonii, która napełniała go spokojem. Gdy jeden z łowców skinął na drugiego, więzień zamknął pokrywkę szybkim ruchem, zakrywając tarczę. Chłopak zawył z bólu gdy srebrne kajdany zacisnęły się na jego nadgarstkach. Nawet się nie opierał, znamiona i siniaki na jego ciele dały Thotowi do zrozumienia dlaczego. Krew pociekła spod zapięć, które dotknęły jego skóry. Zawsze tak jest przy pierwszym kontakcie ze srebrem, ważne by za dużo tego nie dostało się do krwi i ważniejszych organów. Nowy przybysz oparł się o mile chłodną ścianę i odetchnął z czymś na kształt ulgi. Łowcy staneli nad Thot jakby zaciekawieni.
 - Witam panów. - uśmiechnął się mężczyzna patrzący z góry na swoich oprawców
 - Niezawygodnie ci Thot? - zaśmiał się ten stojący po jego lewej
 - Mówiłem wam już, że jesteście bardzo sprytni? - więzień leżący u ich stóp uniósł palec do góry by na nich wskazać
 - Nie. - odparł drugi z wrednym uśmiechem na twarzy
 - Świetnie. To znaczy, że krew jeszcze dociera mi do mózgu. - ledwo dokończył zdanie gdy gumowa podeszwa wbiła się między jego żebra
Nie był ani trochę zaskoczony wiedział dokładnie, że to się stanie. Ból przeszedł po całym ciele, a pęknięcie sugerowało naruszenie jakieś kości. Łowcy jednak nie śmiali się jak zwykle, jedynie w milczeniu opuścili pomieszczenie, odprowadził ich odgłos grubych podeszw butów. Były skonstruowane podobnie jak glany, nie ułatwiały strażnikom pościgu jednak były perfekcyjne w czasie przesłuchań lub zwyczajnego znęcania się nad innymi. Thot zakaszlał krwią, wbrew pozorom był delikatną istotą w przeciwieństwie do jego braci i sióstr. Spojrzał w stronę przyprowadzonwgo chłopaka, który przez chwilę obserwował zaistniałą sytuację. W jego oczach kryło się przeraźenie. W końcu ciemnego korytarza coś się ożywiło. Zalśnił szkarłat, jakby para morderczych ślepi. Potrząsanie łańcuchów zdawało się powtarzać równie często co tykanie sekundowej wskazówki zegara. Coś ciągnęło je do przodu usiłując się wydostać. Demoniczne potrząsanie, próba osiągnięcie upragnionego celu. Bestia na ich końcu rwała siędo przodu, jej pazurzaste łapy sięgały na tyle daleko aż poza cień ujawniając się w bladym świetle oświetlającym dwóch więźniów. Siedzący bliżej młodzieniec poderwał się z miejsca wystraszony na sam widok kreatury. Tajemnicza twarz nie wychodziła z zasłony mroku jednak ręce tak rozpaczliwie próbowały go dosięgnąć. Chłopaka może nie przeraziła intencja potwora, a to czym ten potwór był.
 - Czyżbyś zobaczył coś znajomego? - wtrącił Thot - Może samego siebie? - dodał po chwili ocierając krew z kącika ust
Jego nowy towarzysz szybko odwrócił się i niemo spojrzał mu w oczy.
 - Tak, tak! - Thot odgarnął włosy zakrywające twarz - Czym czy tam kim jesteś ty i ten stwór. Dlaczego to musi być takie istotne?! - machnął dłonią - Co za różnica?! Wszyscy i tak zaliczamy się do tych gorszych. - wzruszył z uśmiechem ramionami
Minęła krótka chwila od wypowiedzianych słów aż do momentu w którym chłopak stracił przytomność. Jego głowa opadła bezradnie do przodu, ciało pochyliło się utkwiło w tej dziwnej pozycji. Krew pociekła cienkim strużkiem na podłogę co jeszcze bardziej rozjuszyło potwora w korytarzu.
 - Nie podniecaj się tak! - zirytował się Thot
Jego dłoń delikatnie zakołysała zegarkiem, metal ponuro błysnął w bladym świetle. Do bestii chyba nie dotarły słowa mężczyzny, nadal szamotała się jak cesarski kanarek ze sznurkiem u nogi. Zdenerwowany Thot uderzył pięścią o ścianę wybijając w niej niewielką dziurę, która dołączyła do kolekcji następnych otaczających jego więzienie. To jednak nie przywołało potwora do porządku, nawet drgania, które złowieszczo przeszły po całym lochu nie przeraziły potwora. Tym razem miał zbyt wiele do stracenia by tak po prostu dać się uciszyć.

czwartek, 10 maja 2012

Dziewiąty krag Anubisa (6) - Prawo do posiłku

- Kto może być w to wciągnięty? – Redlum zapytał patetycznym tonem gdy w wesołych podskokach opuszczał wraz z partnerką niedawno odwiedzony budynek
 - Z Annaru ponoć jeszcze nikt nie uciekł. – Luka namierzyła wzrokiem zaparkowany samochód
 - Znaczy się jeśli uciekł to martwy. – dodał po chwili mężczyzna
 - Ty chyba powinieneś o niej wiedzieć bardzo dużo mój przyjacielu. – łowczyni uniosła dłoń z kluczykami do góry po czym nacisnęła jakiś przycisk na breloku
Auto zapiszczało posłusznie niczym przywoływany przez pasterza pies,. Redlum zmilczał, wpakował ręce do kieszeni i poczłapał przed siebie wyprzedzając Lukę w drodze do wehikułu. Mężczyzna bez słowa otworzył drzwiczki i dosłownie władował się do środka. Cały pojazd zatrząsł się gdy łowca z ukrywaną złością zatrzasnął je. Kobieta z cichym uśmiechem dołączyła do niego. Obydwoje siedzieli z przodu, słońce chyliło się ku zachodowi chowając się za domami. Kolejne miasteczko przejęte przez łowców, kolejna przystań bezpieczeństwa gdzie nic nikomu nie grozi. Ale czy aby na pewno? Czy przerośnięty wilkołak nie będzie chciał zbudzić spokoju tej cudownej oazy? W głowie Luki jak zwykle tłoczyły się niezliczone myśli, jedynie Redlum jak zwykle zdawał się myśleć o tym o czym zwykły myśleć samce. Chociaż tym razem jego wzrok nie był tak samo pewny, nie lubił gdy poruszano temat jego przeszłości. Redlum nie był zwykłym zmiennym, nie urodził się w rodzinie znającej straszliwą prawdę , nigdy nie był tak naprawdę przeznaczony do bycia pogromcą potworów. Zanim osiągnął obecny status i sprawił, że większość normalnych, podobnych Luce łowców na obecną chwilę raczej omija go szerokim łukiem. Kobieta przekręciła kluczyk w stacyjce i maszyna natychmiast zareagowała. Silnik wydawał dźwięk miły dla każdego męskiego ucha. Redlum wlepił oczy w przednią szybę i jak zwykle udawał, że nigdy o niczym nie wie.
 - Gdzie teraz mamy się udać? – Luka westchnęła głośno
 - Coś zjeść! – jej partner odparł ponuro
 - Chodziło mi raczej o to kogo Rubin miał na myśli. – kobieta odgarnęła zapiętego wysoko kucyka – I co z tym wszystkim wspólnego ma ten cały Anubis? – łowczyni musnęła palcami kierownicę samochodu
 - Mówiłaś coś o Annaru? – Redlum nadal wpatrywał się w szybę
 - Ach tak! Ta przeklęta wyspa! – Luka ścisnęła brelok od kluczyków
 – To się dopiero nazywa rzeźnia. – dodał łowca weselszym już tonem – Nasz wilkołak to przy tym mały Kazio. – stwierdził z uśmiechem
 - Kto niby ma coś o tym wiedzieć? I dlaczego nagle zmienni zorganizowali się? – łowczyni nadal mówiła do siebie
 - Może brakuje im kogoś do Halo? – mężczyzna wyszczerzył zęby
 - Nie sądzę! – Luka odparła chłodno
 - Albo do SoulCalibura.– Redlum rozmarzył się
 - Możesz przestać! – kobieta delikatnie wsunęła kluczyk do stacyjki
 - A co ja niby znowu robię? – barczysty łowca niemalże podskoczył ze zdziwienia
 - Zachowujesz się jak panna na wydaniu. – Luka mimo irytacji zachowywała się jak zawsze z godnym podziwu opanowaniem – W tym tempie prędzej dostaniemy Avatara na kasecie wideo niż tego zmiennego. – dodała z uśmiechem
Niespodziewanie GPS zagrał jakiś ponuro brzmiący dżingiel, urządzenie wyświetliło nowe dane i cel podróży.
 - Alarm? - mężczyzna wykrzywił twarz w głupawym grymasie - Ciekawe co znowu? - dodał z największym możliwym opanowaniem
 - Nie ważne! - Luka w pośpiechu nacisnęła pedał gazu - Dorwiemy to coś jak zawsze. - uśmiechnęła się gdy samochód gwałtownie ruszył do tylu
 - Właśnie dlatego jestem zwolennikiem zakazu wydawania prawa jazdy kobietom. - siła potrząsnęła łowcą jak szmacianą lalką
 - Masz włączoną krótkofalówkę? - rzuciła szybko w trakcie wykonywania niebezpiecznego samochodowego manewru
 - Nie! - odparł spanikowany o dziwo Redlum
 - Jak możesz nie włączać krótkofalówki kiedy jesteśmy w mieście?! - kobieta zirytowała się na sam dźwięk zdania wypowiedzianego przez partnera - Nie znasz jakiegokolwiek pojęcia związanego z wypełnianiem swego obowiązku?! - auto podskoczyło na krawężniku
 - Raczej obowiązków. - szepnął cicho łowca - Kobieto patrz jak jedziesz! - krzyknął gdy wehikuł gwałtownie skręcił
 - Przestań skrzeczeć! - wykręciła gwałtownie kierownicę po czym docisnęła pedał z jeszcze większą siłą
 - Zaraz zginę! - jej partner zaparł się rękami
 - Przesadzasz! - Luka wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmieszku gdy samochód wreszcie zjechał na spokojniejszą ulicę
 - Co to za alarm? - łowca rzucił okiem na migającą kropkę oznaczającą cel podróży
 - Włącz krótkofalówkę! - krzyknęła łowczyni
 - Już dobrze cukiereczku! - rzucił ironicznie Redlum po czym posłusznie odpalił urządzenie
 - Kto tam jest w terenie? - kierowca zjechał na jakąś leśną, boczną trasę
 - Nie mam pojęcia. - mężczyzna wzruszył ramionami - Może Tyrio i ta jego lalunia. - na samo wspomnienie tej kruchej osóbki zrobiło się mu nie dobrze
 - To wezwij ich, na co czekasz? - poirytowana Luka dźgnęła swojego partnera w ramię
 - Już dobrze! - w eterze unosiły się jedynie bezsensowne szumy



*****************************************************************************



Skołowany mężczyzna szedł pod dyktando zimnej lufy wbitej w plecy. Czuł się niczym w tej scenie z gry Obcy kontra Predator, kiedy to rzucali delikwenta upiornym kosmitom na pożarcie. Było ciemno, nie widział prawie nic. Stawiał kroki ostrożnie, mimo iż kręciło mu się w głowie, porywacze potraktowali go jakimiś środkami odurzającymi, cholerstwa trzymały dość długo. Broń oprawcy jeszcze mocniej wbiła się między kręgi, a czarny charakter z ponurym śmiechem wepchnął go do jakiegoś pomieszczenia. Gwałtownie zapłonęły światła, mimo to poświata była bardzo blada i tak naprawdę nie widział wiele, więc ten drobny gest mogli sobie darować. Światło ledwo oświetlało pomieszczenie, które wyglądało z pozoru jak jakiś nieuprzątnięty magazyn. Określenie jednak co znajdowało się w tej graciarni nie było specjalnie możliwe, obiekty miały przeróżne kształty, a może był to jednak jakiś pokój? Mężczyzna wstał i otrzepał się z wszędobylskiego kurzu. Poczuł gwałtowny przepływ wiatru, jakby coś przebiegło tuż obok niego. Przed nim, dosłownie wyrosła, postać jakieś faceta. Kontury postaci, a tym bardziej szczegóły dotyczące wyglądu w bladej poświacie były trudne do rozpoznania.
 - Dobry wieczór! - powiedział miłym tonem po czym wyszczerzył zębiska
 - A pan to niby kto? - więzień obejrzał się w koło nim finalnie namierzył wzrokiem przedziwną twarz
 - Lubi pan szachy? - nieznajomy zapytał ignorując wcześniejsze pytanie swojego gościa
 - Kim pan jest i gdzie ja jestem?! - irytacja uprowadzonego mężczyzny sięgała zenitu
 - Nie będę mówić panu mojego pełnego imienia i nazwiska. - nowo poznany dziwak machnął ręką - Jest zbyt długie i nużące. Po za tym nie lubię rozbestwiać się nad sobą. - wzruszył ramionami - Bo to pan jest, że tak to ujmę gwoździem programu. - ziewnął szeroko otwierając paszczę - Muszę przyznać, że długo się na pana wyczekałem. - dodał uprzejmym tonem
 - Że co?! - więzień nie chciał nic przyjąć do wiadomości
 - Potrzebuje kogoś do szachów. - nieznajomy westchnął
 - I po co ten cały cyrk? Nie można by zapalić światła? - gość nadal nie miał zamiaru się uspokajać
 - Ale po co pan tak krzyczy? - gospodarz zaczął rozmasowywać najwidoczniej obolałe od hałasu skronie
 - Niech pan zawoła tych swoich kolegów! Natychmiast! Podam was do sądu! Świry cholerne! - przybysz groził nieznajomemu pięściami - Zboczeńcy cholerni! I żyj ty tu na tym świecie z bandą idiotów! Mój kuzyn jest prawnikiem! - krzyczał dalej
 - Uspokoi się pan czy nie? - nieznajomy nawet nie myślał o tym by przekrzykiwać swojego gościa
 - Natychmiast mnie wypuście! Pedały albo inne wybryki natury! - więzień nadal wykrzykiwał swoje niezadowolenie
 - Muszę przyznać, że spotkałem się z różnymi reakcjami ale ludzie zazwyczaj błagali o litość i takie tam. - gospodarz jedynie głośno westchnął jakby raczej sam do siebie
 - Ludzie? - to słowo zadziałało niczym komenda stop - A więc nie jestem pierwszy? Od kiedy działacie? Po co porywacie ludzi? Ja nie kobieta w burdelach nie pracuje! - stwierdził stanowczo gość
 - W to akurat nie wątpię. - dodał miło gospodarz - Jeśli się pan zgodzi wszystko panu wyjaśnię. - wskazał ruchem ręki jakiś kierunek - Tutaj jest krzesło, może pan usiądzie. - zaproponował podtykając mu pod nogi jakiś przedmiot, którego ten wcześniej nie zauważył
Przybysz zgodził się bez wahania, jego oczy przyzwyczajały się do ciemności, zaczął dostrzegać coraz więcej szczegółów.
 - A więc. - gospodarz usiadł na drugim, dużo większym, najwidoczniej bujanym fotelu - Sprawa jest niezwykle prosta. W tym wypadku to ja jestem więźniem, a pan jedynie osobą, która ma przez pewien czas dotrzymywać mi towarzystwa. - w mroku trudno było dostrzec wykonywane przez nieznajomego gesty
 - Przez pewien czas? - gość wyłapał kolejne słowo - Czyli do kiedy? Co chcecie ze mną zrobić? - w umyśle mężczyzny szerzyła się panika, do tej pory był święcie przekonany, że to jakiś głupi kawał, a za chwilę zza rogu wyskoczy ktoś i krzyknie, że są w krytej kamerze
 - Mam nadzieje, że na nazbyt długi. Ale to zależy od tego czy umie pan grać w szachy? - gospodarz chyba ułożył dłonie w wieżyczkę
 - Nie umiem! - przybysz głośno przełknął ślinę
 - Nie mógł pan skłamać, że tak! - nieznajomy zaczął się denerwować mimo iż do tej pory emanował z niego wręcz, że niebiański spokój - Mnie nikt nigdy nie słucha! Prosiłem o kogoś kto umie. - zacisnął dłonie w piąstki po czym zaśmiał się cicho
 - Że pan o mnie prosił? - gość dotknął swojej piersi lewą dłonią
 - Można to tak ująć. Mały prezent na urodziny czy tam imieniny. - gospodarz machnął ręką - Kto tam wie? - chyba się uśmiechał
 - O co tu chodzi? To jakiś żart, prawda? - więzień gwałtownie wstał
Zrobił w ciemnościach kilka kroków ale zaraz upadł potknąwszy się o jakiś nieznany mu obiekt. Próbował wstać ale poczuł, że coś podnosi go za kostkę. Głowa zaczęła nieprzyjemnie dyndać w powietrzu, spanikowany gość spojrzał na napastnika. Ten trzymał go w żelaznym uścisku z tym dziwnym wyrazem twarzy, nieznajomy przekręcił głowę po czym rzucił nim jak szmacianą lalką. Przybysz boleśnie uderzył w stos jakiś kartonowych pudeł, rzeczy posypały się, a lawina przedmiotów zasypała nieszczęśnika.
 - Nie udawaj nieprzytomnego. - dłoń gospodarza znów zacisnęła się na ciele leżącego, mocnym ruchem ramienia wywlókł go spod „lawiny“ - Znam ten żart! - powiedział jakby lekko zniekształconym, bardziej już gardłowym, basowym głosem
Gość spojrzał w zmienione oblicze swojego oprawcy, nie można już go było nazwać ludzkim. Oczy obijały resztki światła niczym wilcze ślepia, po bokach wyrastały duże, szerokie uszy jakby nietoperza lub też czułki jakieś nocnej ćmy, palce u rąk były długie i zaopatrzone w szpilkowate pazury.
 - O moj Boże! - zawołała ofiara - Czym ty jesteś? - mężczyzna wręcz, że zawył ze strachu
 - Pamiętasz jak w dzieciństwie sprawdzałeś czy nie ma pod łóżkiem jakiegoś potwora? - przejechał delikatnie szponem po twarzy swojej zdobyczy.
 - T-t-ak! - wyjąkał bojaźliwie więzień
 - Ja tam byłem! - odparła bestia z uśmiechem po czym oblizała się ogromnym, kameleonim jęzorem.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Dziewiąty krag Anubisa (5) - Kostnica Rubika


Luka wjechała elegancką windą do ośrodka. Srebrne drzwi rozsunęły się zalewając malutki pokoik światłem dużo jaśniejszym od tego, które emanowało z wbudowanych w ściany lampek. Redlum dreptał w miejscu niczym znerwicowany królik, stał plecami do lustra, zupełnie jak gdyby bał się swojego odbicia. Wlepił wzrok w podłogę, po czym na dźwięk magicznego gongu uniósł głowę do góry by stwierdzić gdzież to znowu Luka postanowiła ich zabrać. Kobieta swoim wyrafinowanym i jakże eleganckim krokiem ruszyła do przodu bez uprzedzenia, mężczyzna przyczłapał do niej dopiero po chwili. Przymrużył oczy pod wpływem jasnego i intensywnego światła oraz sterylnie białych ścian. Łowcy zawsze urządzali swoje wnętrza w ten charakterystyczny sposób. Pełne elegancji, wspaniale ułożone, zawsze obracające się w kolorach kremowych, odcieniach bieli oraz różnego rodzaju srebrach. Na wejściu przywitał ich miły uśmiech kasztanowłosej pani doktor. Odziana w biały kitel, ułożyła swoje wyszminkowane usta w bardzo ładny kształt. Poprawiła binokle na swoim nosie po czym przełożyła swój kucyk na drugie ramię.
 - Witaj Luko! Witaj Redlumie! – otworzyła swoje królewsko błękitne oczy
 - Witaj Katherin! – odparła łowczyni z równie ciepłą uprzejmością
 - Nie rozumiem czemu tak bardzo upierasz się na spotkanie. – wyciągnęła z kieszeni jakąś kartę po czym włożyła ją do zamka magnetycznego – Jaki jest w tym sens? – zapytała zabawnym tonem po czym pozwoliła by urządzenie przeskanowało jej siatkówkę – Czasem mi się wydaje, że masz po prostu do niego jakąś słabość. – wymówiła standardową formułkę tak aby kolejny mechanizm mógł rozpoznać jej głos i potwierdzić tożsamość – Redlum! Powinieneś zacząć być zazdrosny. – zerknęła w ślepia pałające cichą rządzą mordu
Drzwi otworzyły się, a ich oczom ukazała się wielka hala. W połowie była oszklona, ogromna kryształowa ściana przedzielała ogromny pokój na pół. Jedna strona zdawała się sprawiać wrażenie pokoju przeciętnego nastolatka. Pełen chaosu i bałaganu, rozrzuconych „zabawek” i ubrań. Oczywiście przy okazji był on też świetnie monitorowany wszystkimi możliwymi ustrojstwami. Luka bardzo dobrze znała ten pokój, wkroczyła do środka swoim charakterystycznym dumnym krokiem. Rozpoznano ją na samym wejściu. Jakaś dziwna postać przyległa do szyby, mężczyzna, na jego twarzy pojawił się dziecięcy uśmiech. Rubin, bo tak zwał się ów delikwent. Okaz nad okazy, trzymany pod kloszem nie tylko ze względu na swój brak psychicznej równowagi ale także przez wzgląd na to, że był prawie ostatnim ze swojego gatunku. Pani doktor wskazała parzę łowców drogę przez jakieś drzwi. Redlum przed wejściem. Przeszli oczywiście odpowiednią kontrolę, po czym Luka została wpuszczona do małego pomieszczenia wyglądającego podobnie jak więzienny pokój przesłuchań. Rubin już tam czekał  uradowany niczym maleńki chihuahua którego z Hollywoodu wreszcie wypuszczono na wolność. Przyległ do szyby z wywalonym jęzorem, swoimi mądrymi oczami obserwował każdy ruch łowczyni. Podniósł w pośpiechu słuchawkę, chwycił ją obiema rękami i mocno przycisnął do ucha. Luka zrobiła to samo ale z o wiele większym spokojem i opanowaniem.
 - Halo? – zawołała aksamitnym głosem
 - Masz coś dla mnie? – więzień zachowywał się niczym dziecko przed otwarciem gwiazdkowych prezentów – Proszę! Proszę! Proszę powiedz, że masz! – prawie, że podskakiwał na swoim stołku
 - Jak się masz dzisiaj? – odparła Luka z chłodnym stoickim spokojem
 - Do-dobrze! – jej rozmówca zająknął się jakby onieśmielony kobiecą obecnością
 -  Słyszałam. – łowczyni zakaszlała – Że nie chcesz brać udziału w badaniach. – ubrała swoją wypowiedź w jak najlepsze słowa
 - Nie lubię kiedy nabija się mnie igłami przez cały dzień. – więzień spuścił nos na kwintę – Ile można? – zacisnął zęby ze złości – Robić mi wiwisekcję po raz enty. Mam tu gorzej niż pierdolona świnka morska, a nie narzekam – zacisnął obie pięści – Siedzę tu i nikogo nie zabijam, nie zabieram się za stare zabawy, jem to co mi podtykacie i pozwalam się kroić do bólu. – w jego głosie słychać było unoszącą złość -  Czy ja proszę o tak wiele potrzebuje tylko krwi i zagadek. Mój umysł nienawidzi stoicyzmu. Proszę cię powiedz, że masz coś dla mnie! – opadł prawie, że na kolana
Luka rzuciła mu chłodne ale i także zatroskane spojrzenie. Rubin był zarośnięty, w jego pokoju panował „artystyczny nieład”, zawsze kiedy na siłę szukał czegoś do „zabawy”. Spojrzał na nią ogromnymi oczami zbitego szczeniaka. Rubin nie był zwyczajny, jego geniusz i zdolność logicznego myślenia były niesamowite. Był także świetnym matematykiem i tak naprawdę tylko królowa nauk przynosiła mu ulgę w jego mającym trwać wiecznie cierpieniu. Czerwone oczy wywołane przez nadmiar emocji, przerośnięte kły i to błagalne spojrzenie mieszały się ze zmysłami kobiety. Wampir. Łowczyni jednak ani drgnęła.
 - Błagam chociaż jedną zagadkę. – więzień złożył ręce jakby do modlitwy – Jestem najgrzeczniejszym potworem na świecie. – zrobił minę nic nie umiejącego studenta proszącego o dopa
 - Pozwolisz pani doktor przeprowadzić kilka badań? Podobno strasznie się stawiasz? – Luka mimo popiskiwań wampira kontynuowała temat
 - Tak! Tak! – wymamrotał krwiopijca przez zaciśnięte zęby
 - Nie słyszę cię. – łowczyni wyszeptała sentencję do słuchawki swoim seksownym głosem
 - Tak! – krzyknął więzień w finalnym akcie złości – Niech im będzie! Zrobię wszystko co chcesz tylko daj mi to co tam masz w tej teczce. – wskazał z szakalim uśmiechem na akta, które kobieta trzymała cały czas pod pachą – Drewniany kolor, znaczy się tektura, czerwony pasek coś ważnego, po numerach wnioskuje, że sprawcy jeszcze nie ujęliście. – odparł Rubin, który perfekcyjnie znał wszystkie oznaczenia w księgowości łowców
 - Jak zawsze błyskotliwy!. – Luka uśmiechnęła się niczym zaprogramowany do tego robot – A więc. – rozłożyła rzeczy na przedzielonym specjalną szybą stoliku po czym przyłożyła jedno ze zdjęć do szyby
 - Niezła masakra. – stwierdził Rubin po czym wskazał gestem by pokazała mu następne zdjęcie
Po przeglądnięciu całego pliku przeróżnych fotografii, kobieta wyciągnęła niebieski notes. Otworzyła go na zabazgrolonej szarymi notatkami stronie, potem wyciągnęła jakąś kartkę z raportu i odczytała jej zawartość. Następnie przystawiła notes do szyby i wskazała palcem na podkreślone pierwsze litery imion.
 - Widzisz? – powiedziała do słuchawki
Kreatura wpatrzona swoim dzikim, drapieżnym wzrokiem w notatki, analizowała sytuację przedstawioną na papierze. Zapadnięte policzki, kościste ręce, widać było, że Rubin bardzo schudł i osłabł. Standardowe postępowanie, żeby przymusić stwora do współpracy zaczęto go głodzić.
 - Anubis. – wampir poskładał wskazówki do kupy – To wiadomość. – stwierdził po chwili
 - Wiadomość? – Luka odwróciła notatki w swoją stronę
 - Jesteś jak zwykle ubrana w swój… – więzień zrobił krótką pauzę jakby szukają właściwego słowa - …uniform. – wykonał jakiś dziwny gest prawą dłonią – Trudno wyczytać cokolwiek z twoich emocji, jak zwykle świetnie się maskujesz. W dodatku nie mogę poczuć twojego zapachu co czyni ocenienie twojego stanu jeszcze trudniejszym. – złożył palce w wieżyczkę – Nakładałaś makijaż w pośpiechu. A szpilki masz czymś ubabrane, zgaduje więc, że wracasz prosto z rzekomego miejsca zbrodni. – uśmiechnął się pokazując pełnie swojego nienaturalnego uzębienia – Jak tam twoja kontuzja? Po twoim pewnym kroku wnioskuje, że nie spotkałaś żadnego zmiennego i rana miała czas się zagoić. – podrapał się po brodzie
 - Bardzo dobrze, dziękuje. – kobieta odparła z największą możliwą elegancją zawartą tonie jej aksamitnego głosu -  Ale wróćmy do tematu. Co to za wiadomość? -  próbowała nakłonić Rubina do wyjawienia tajemnicy rojącej się w jego głowie
 - Redlum nie przyszedł by tradycyjnie się nade mną poznęcać. Od ostatniego czasu dziwnie się zachowuje. Czyżby był zazdrosny o uwagę jaką mi poświęcasz? – wampir oparł głowę na dłoni – Nie ważne! – ziewnął szeroko otwierając paszczę
 - Możesz skończyć zdanie, które zacząłeś? – łowczyni odgarnęła zapleciony warkocz
 - Tyczące się wiadomości? No cóż, ktoś chciał przekazać komuś dość nietypowy przekaz. Najwidoczniej komuś kto nie ma za specjalnie dostępu do bardziej standardowych środków komunikacji ponieważ zapewne wy go przetrzymujecie. Musi to być osoba, która zostanie związana z tą sprawą i o wszystkim się dowie najpewniej poprzez jakieś brutalne przesłuchanie ale zostanie wykluczona z listy podejrzanych ponieważ oczywiście nim nie będzie ale podejmie kroki w kierunku jakiegoś  nieznanego na m wszystkim celu. – wampir zrobił krótką pauzę – Zapewne sama w podobnie jak ty odczyta hasło „Anubis”. – zmarszczył brwi – Czyżby nie chodziło o przewodnika zmarłych? Wiesz tego siostrzeńca Ozyrysa.- zamyślił się – Jakież podwójne znaczenie może to mieć? Może nawiązanie do jakiegoś miejsca lub osoby? – ściszył głos po to aby sprawić wrażenie nadchodzącego horroru - Czyżby ktoś ważny gdzieś w krainie śmierci? – podrapał się po karku
 - Wyspa Annaru. – Luka zamknęła emocje głęboko w swoim sercu


 *****************************************************************************


Młodzi adepci w białych fartuchach posłusznie dreptali za swoim jeszcze bledszym mentorem, który magicznymi kluczami był w stanie otworzyć każde drzwi dla spragnionych wiedzy. Weszli do bijącej chłodem kostnicy umaczanej w kolorach sterylnego beżu i królewskiego srebra. Profesor wzniosłym basowym tonem zagonił nieznośnych praktykantów do tego budzącego grozę  miejsca. Pomimo jego elegancji związanej ze starannością i schludnością łowców, przez serca można było czuć panujący tu mrok na który uczeni stracili wrażliwość już dawno temu. Przewodnik wskazał gestem jedną z półek, którą za chwilę miał zamiar otworzyć, wygłosił krótką przemowę na temat tego, że taka robota nie jest dla wszystkich i, że należy zachować szczególne środki ostrożności przy pracy z ludźmi nie do końca nimi będącymi.
 - Tutaj mamy kobietę w wieku. – uczony spojrzał na jakąś dokumentację – Lat 21, zmarła w wyniku na razie nie wiadomo czego podejrzewa się uduszenie. – profesor spojrzał na lekko pobladłych studentów – Kolejny dowód na to, że te kreatury należy wyciąć w pień. – zaśmiał się delikatnie ale widząc, że nie trafia to do żadnego z praktykantów kontynuował przemowę – Mammalia, ssakokształtna, raczej podchodząca pod felis niż pod canis, przynajmniej tak wynika z relacji świadków. Zgubiono ją w trakcie pościgu, a potem znaleziono martwą z charakterystycznymi objawami uduszenia gwałtownego czy też mówiąc w sposób bardziej jasny, odcięcia dopływu powietrza poprzez mechaniczny ucisk na szyję. Kto mi powie jakie to mogą być znamiona? – profesor poczciwie się uśmiechną
 - Sinica. – rzucił ktoś z tyłu
 - Coś jeszcze? – uczony oparł się ręką o ścianę
 - Krwawe wybroczyny, sinica, przekrwienie narządów. – odezwała studentka o promiennym uśmiechu
 - Tylko tyle? – profesor wytarł prawą dłoń o biały fartuch – A coś bardziej oczywistego? – uczniowie jakoś odmawiali współpracy, uczony jedynie westchnął
Ostrożnie chwycił lodowato chłodny uchwyt szafki, szarpnął delikatnie ale też i zdecydowanie. Półka wysunęła się do przodu, mechanizmy bezgłośnie wypluły ciało. Foliowy worek wywołał ciarki na plecach kilku świeżo upieczonych praktykantów ale dla większości z nich nie było to nic nowego. Profesor miłym uśmiechem powitał nieboszczkę. Odsunął delikatnie zamek, jego oczom ukazała się bardzo ładna twarz,  rozsuwał dalej, połówki worka rozchodziły się w dwie strony. Ciało było jeszcze ubrane, uczony wskazał dłonią na rozsunięte plastikowe opakowanie. Nagle coś wyskoczyło ze środka, ręka, błyskawicznie, wręcz, że z prędkością światła. Szpony, które wyrosły z palców zacisnęły się na krtani. Druga dłoń wyskoczyła tuż za pierwszą, chwyciła kark człowieka po czym złamała go niczym słomkę. Sylwetka delikatna niczym podmuch wiosennego wiatru wyskoczyła z opakowania, powalając martwe już ciało wykładowcy. Studenci popatrzyli po sobie, później zerknęli na istotę, która przed chwilą miała nie żyć. Kobieta wyskoczyła przed siebie niczym dzikie zwierzę, wpadła na jednego ze studentów, pazurami wczepiła się w jego skórę po czym wygięła jego szyję pod nienaturalnym kątem słychać było głośne chrupnięcie, zwłoki upadły na podłogę. Pół obrotowy kopniak zmiennej rozstąpił tłum, stopa przekazała siłę czyjeś szczęce miażdżąc ją i odrzucając delikwenta sporą odległość do tyłu. Ktoś przebiegł zahaczając ramię napastniczki. Ta wykorzystała chwilę, wbiła szpony w skórę uciekiniera i złamała mu rękę, odrzuciła krzyczącego z bólu człowieka gdzieś pod ścianę, uderzenie odebrało mu przytomność. Zmienna uniosła głowę i kątem oka spojrzała na kamery ale tak aby urządzenie nie mogło nagrać jej twarzy. Poruszała się z gracją baletnicy i energią parkuorowca. Podbiegła do ściany, siłą rozpędu pomogła jej zrobić kilka kroków po pionowej powierzchni, łapa zaświsnęła na urządzeniu, którego uchwyt nie mógł wytrzymać. Coś pękło, iskry i kable wyleciały z wnętrza ściany. Potem opad na cztery łapy delikatne skradanie się, prędki wyskok w stronę następnego żyjącego delikwenta, pazury wczepiły się w bark, delikatne kobiece dłonie wyrwały kość ze stawu, mężczyzna zawył z bólu i upadł na ziemię. Ludzie byli niczym mrówki w zalanym mrowisku. Kilka susów na czterech łapach w stronę następnej kamery, pazurzasta łapa zahaczyła o metal. Ustrojstwo zakończyło swój żywot. skwiercząc przy okazji niczym smażąca się cielęcina. Kilka krótkich spięć, parę iskier dobywających się z przeciętych przewodów, w pobliżu kamery musiało być jakieś większe skupisko kabli. Napastniczka ogarnęła pobojowisko wzrokiem, część martwych leżała w skropiona krwią, pozostali zwijali się z bólu i czołgając się szukali wyjścia. Kreatura podeszła do jednego ze studentów, wyrwała szybkim ruchem  kasztanowy włos zielonookiej istotki. Nagle jej twarz zaczęła się zmieniać, kości zaczęły się przemieszczać, skóra przybrała inny odcień tak samo jak oczy. Zmienił się kształt ucha, nosa, ciało nabrało nowego kształtu, sylwetka zmieniła się zupełnie. Długie kasztanowe loki pokryły ramiona. Bestia w ludzkie skórze spojrzała na swój odpowiednik, z rąk wysunęły się zwierzęce szpony. Napastniczka stanęła z odpowiedniej strony, pazury przeorały skórę, zmasakrowały obliczę dziewczyny. Jej delikatna skóra wkrótce pokryta była całą masą podłużnych i silnie krwawiących ran. W finalnym geście zwycięstwa zmienna skręciła studentce kark. Przemieniona zwierzęcym podskokiem pokonała odległość dzielącą ją od następnego żywego. Zamachnęła się, silny cios zmasakrował kości czaszki, szpony zdarły skórę, krew trysnęła na wszystkie strony. Koniec był taki sam , wypełniony płaczem łamanych kości. Bestia przysiadła delikatnie i spojrzała na samą siebie, zamachała delikatnie nie swoimi stopami, ściągnęła z profesora kitel, a przypadkowej jeszcze żyjącej ofierze zdarła identyfikator. Wkrótce ich twarze były tak samo zmasakrowane, a karki skręcone. Kobieta chwyciła swoją delikatną nogę i siedząc na ziemi wygięła ją pod nienaturalnym kątem, ból był przeogromny, jednak tylko takie obrażenie nie mogło zostać natychmiastowo uleczone. Teraz wystarczyło zaczekać, pułapka zastawiona. Minie trochę czasu zanim łowcy zorientują się, że w armii zbawienia wkradł się podstępny szpieg.

niedziela, 18 marca 2012

Dziewiąty krag Anubisa (4) - Pociąg przesłuchiwanych

Pociąg jechał spokojnie, swoim ostrym dziobem przecinając szarość jesieni starego świata. Kształty przemijały w oknie niczym kolejne epoki w książkach opowiadających o zamierzchłych czasach gdy nie było jeszcze krwi, która dziś napędza naszą cywilizację, z tym pociągiem włącznie. Czerwone, ciężkie zasłonki zakrywały część przeźroczystego medium. Mała półeczka wysunięta na miejsce gdzie z reguły jest parapet. Wnętrze urządzone w starym przedwojennym stylu, a może po prostu naprawdę było takie wiekowe. Szarość mijała w oknie, mokro, liście skropionych obfitą ulewą, z powodu gnicia straciły swój urok. Pociąg jednak nie mógł być równie stary co wypełniające go detale, należał do nowoczesnej klasy szybkich ekspresów, które nie podskakiwały na szynach. Było to bardzo wygodne ale przez to środek transportu tracił swój urok, dawniej człowiek wychodząc z wagonu chwiał się na nogach, a w uszach wciąż słyszał charakterystyczny wybijany kołami rytm. Nie mówiąc o innych rzeczach, chociaż z drugiej strony jeśli tak bardzo się za tym tęskniło wystarczyło wyjechać w miejsce będące geograficznym środkiem starego świata, które mimo wszystko było jej sercu tak drogie. Luka opierała łokieć na pseudo-parapecie, wytężała swoje bystre oczy usiłując znaleźć jakąkolwiek wskazówkę. Wpatrywała się w rozrysowane poszlaki, na następnej stronie był plan i rozmieszenie ważniejszych elementów. Na pozostałych stronicach prezentowały się notatki ubarwione dodatkowo szarymi obrazkami nakreślonymi ołówkiem. Papier nowy i pachnący, szorstki w dotyku, niebieska okładka, przyjemnie chłodna. Kobieta nie mogła oderwać wzroku od plączących się jej już liter. Zamrugała gwałtownie oczami, dodatkowe symbole zniknęły. Potrząsnęła gwałtownie łbem, zupełnie jak gdyby chciała dać znać balansującym szarym komórkom, że czas już skończyć te studencką imprezę. Patrzyła na wypisane w szeregu imiona, gdy nagle coś wyrwało ją z jej rozmyślań. Redlum odsunął drzwi prowadzące do wnętrza przedziału. Wrota elegancko i gładko rozsunęły się, mężczyzna wsadził łeb do środka niczym lis sprawdzający obecność borsuka w swoim nowym lokum.
 - Nie przeszkadzam? – uśmiechną się psychopatycznie po czym ostrożnie zamknął za sobą drzwi – Co porabiasz? – odwrócił się w jej stronę
 - Rozmyślam. – odpowiedziała Luka nie odrywając wzroku od zapisanych kartek – Te istoty są w dziwny sposób połączone. Czuje to w samym zapachu tego papieru. – przygryzła końcówkę ołówka
 - Połączone? – Redlum usiadł naprzeciw swojej partnerki z gracją słonia w składzie porcelany
 - Tak! – kobieta podniosła zielone oczy znad kartki – Przeczytać ci je po kolei? – zaproponowała przyjaznym gestem dłoni
 - Jasne! – mężczyzna splótł dłonie na potylicy
 - Słuchaj uważnie. – Luka machnęła ołówkiem – Zacznę od początku. – nabrała powietrza w płuca – Achlys Graía, Natalia Szepszyńska, Ursula Eibwen Benita Maganda, Ira Rohkea, Seth White – skończyła wymieniać przełknęła głośno ślinę – Sprawdziłam ich w bazie danych na tyle na ile dowództwo pozwoliło mi zajrzeć w akta. Nic specjalnego zwyczajni łowcy będący przerzuceni akurat tutaj. – oparła się na miękkim siedzeniu
 - Nie do końca. – dodał po chwili Redlum – Wiesz dlaczego zbadałem ciało tego ostatniego przed patologiem? – nachylił się by Luka mogła lepiej go słyszeć – Był kiedyś dowódcą mojego oddziału, kiedy jeszcze jako trzymany na smyczy młokos uganiałem się za wróżkami z Piotrusia Pana. – pstryknął palcami – Nazywali go Brytyjskim Wilkiem. Ale tak naprawdę wszyscy wołali na niego Astorat. – strzelił kośćmi
 - Każdy łowca ma trzy imiona. – kobieta wbiła wzrok w swoje niewyraźne odbicie w oknie – To, które nadają mu rodzice bo jest ono związane z jego pochodzeniem to, które otrzymuje po przysiędze przed Radą i które zostaje wyryte na plakietce oraz to, które otrzymuje od pozostałych łowców. – przez głowę przeleciało jej kilka wspomnień – Shari, Anastasia, Fushi, Ian, Doom, Astorat. – przeczytała kolejną notatkę ze swojej kartki
 - Wiesz, że łamiemy tabu. – zaśmiał się Redlum
 - Oni nie żyją. Dla nich to już bez znaczenia. – odparła jego partnerka
 - Ale to mimo wszystko jest coś czego nie chcesz poznać. – zerknął na odsłonięty kobiecy biust niby w zboczonym geście chociaż tak naprawdę szukał łańcuszka na którym zawieszony był jej identyfikator – Jeszcze nie licząc tylu fałszywych nazwisk, które dostawaliśmy po każdym przeniesieniu. – uśmiechnął się do swoich wspomnień
 - Za życia to jest tabu ale po śmierci musimy znać prawdziwą tożsamość ofiary. – zakryła pierś notesem – Przecież nikt poza Radą nie pozna twojego prawdziwego imienia. – zastukała kilka razy okładką o kolano
 - Może i masz rację. – Redlum gwałtownie odskoczył wzrokiem gdzieś indziej
Zapadła chwila ciszy, kobieta pilnie skrobała coś na jeszcze nie zapisanych kartkach. W ciszy pracowała przez kilka minut gdy nagle jej oczy krzyknęły „Eureka!”, jednak twarz nadal pozostała tak samo zapatrzona w jesień co przedtem.



*****************************************************************************


Dowódca jeszcze raz uderzył więźnia w twarz. Srebrny stołek do którego był przywiązany zachwiał się wydając dźwięczny odgłos. Poleciały kolejne krople krwi, które z wdziękiem rozmyły się w powietrzu. Czas dosłownie zatrzymał się kiedy świszcząca czerwona posoka oderwała się od ciała pod wpływem siły ciosu. Wyprowadzona do przodu pięść zdawała się być twardsza od skał, szczególnie wystające stawy łączące palce z resztą. Wyobraźnia ustąpiła miejsca prawom fizyki i wszystko gwałtownie ruszyło do przodu. Stołek i więzień powrócili do pionu, a na twarzy oprawcy wymalował się grymas zmęczenia.
 - Świetnie! – szepnął kat pod nosem – To dla mojej osobistej refleksji. – uśmiechnął ię niczym wygłodniała hiena – Środek powinien już zacząć działać – spojrzał na oryginalnego rolexa
Więzień spojrzał na niego półprzytomnym wzrokiem, rzeczywiście odpowiednio opracowany środek uderzył mu nieźle do głowy, wyszarpywał mu wszystkie jego sekrety, targał wnętrznościami.
 - A więc zacznijmy od początku! – łowca sprawujący chyba jakąś wyższą funkcję – W jednym z ośrodków w trakcie likwidacji, mieszczącym się nie powiem gdzie. – wyszczerzył jeszcze raz wybielane laserem szkliwo – Doszło do nie miłego incydentu przez którego straciliśmy wielu ludzi i wszystko wskazuje na to, że to twoja sprawka. – zerknął na jakąś dokumentację – Po laboratorium szalał dość nietypowy zmienny, którego nie pozwolono nam zabić. – zakaszlał – Pochwycenie go żywcem było praktycznie niemożliwością, bo jak dorwać cel przekraczający barierę dźwięku. Sprzęt nie był na to przygotowany, więc futrzak narobił wielu zniszczeń. – oczyma wyobraźni przywołał to co zostało z niedoszłego pola bitwy – Ale dorwałem skurwiela! – zacisnął mocno pięści jakby w akcie zwycięstwa – Przyśpieszył trochę procedury prawne
 - Anubisa. – wtrącił więzień
 - Kogo? – odparł zdziwiony łowca
 - Boga umarłych. – doktorek zaśmiał się lekko
 - Masz na myśli tę przerośniętą kupę kłaków. – oprawca uśmiechnął się od ucha do ucha – Przyznaję było trudno ale bez wyzwań nie ma zabawy, czyż nie? – skrzyżował ręce na piersiach – Nazwałeś go Anubis, co? – łowca uniósł jedną z kart raportu do góry jego oczom ukazały się jakieś zdjęcia
 - Nie ja, a historia. – odpowiedział więzień – Legendy w które się nie wierzy bo są one zbyt okropne by chcieć ich słuchać ale mimo to one istnieją. – uniósł głowę do góry po czym zmrużył oczy pod wpływem ostrego światła lampy – A ja po prostu chciałem jedną przetestować i zdarzył się mały wypadek. – zmarszczył krzaczaste brwi
 - Legenda? – łowca próbował wyłuskać z jego wypowiedzi jakieś proste i przydatne informację – Twoja legenda odgryzła ci nogę. – zerknął na najgłębszą z blizn pozostawioną na ciele uczonego
 - Legenda dziewięciu. – cyrulik uśmiechnął się jeszcze szerzej niż jego oprawca – Znalazłem w niej ziarenko prawdy, które jeśli zakiełkuje zniszczy nasz świat niczym baobab planetę małego księcia. – zrobił krótką pauzę – Pracowałem nad nią w imię nauki i trochę też własnej ciekawości. – skrzywił się niczym małe, marudne dziecko
 - Chodzi ci o tę bajkę o Atlantydzie i Horusie. – jego oprawca spojrzał na niego z niedowierzaniem - I co ten twój Anubis ma z nią niby wspólnego? – dowodzący wyciągnął notes i długopis
 - Jest jej żywym przedstawicielem oczywiście. – odparł doktorek – Wszystko zaczęło się około pięciu lat temu gdy badałem płody zmiennych, odkryłem wtedy coś bardzo dziwnego. – wbił spojrzenie w piszącego łowcę – Jak wszyscy łowcy wiedzą zmienni w łonie matki nie rozwijają się, ujmijmy to w ten sposób, pod swym ludzkim kątem. – wypuścił głośno powietrze z płuc – Dlatego przeprowadza się na nich różnego rodzaju doświadczenia, dzięki którym poznajemy genezę tych istot. W szczególności ich ewolucyjne korzenie. – odwrócił głowę przyciągnięty jakimś nieznanym dźwiękiem niczym polujący drapieżnik – Znalazłem wtedy pewnego ciekawego zmiennego. Mammalia, który wyglądał niczym skrzyżowanie szakala, okapi i oryksa. – zrobił krótką pauzę – Jego budowa, D.N.A wszystko było niezwykle anormalne i tak fascynujące. – westchnął – Zbadałem tę istotę dokładniej. I gdy nagle przybył, do tego umierającego laboratorium, pan Anubis. Znalazłem pewne powiązania przy próbkach jego krwi. To nie są zwykli zmienny.– spojrzał w oczy łowcy – Znalazłem też pewne wzmianki o istocie obecnej w egipskiej mitologii, wykazującej podobne cechy. Dlatego tak właśnie nazwałem ten pierwszy obiekt, od imienia tego bóstwa - Set. – nabrał wielki haust powietrza zupełnie jakby miał problemy z oddychaniem – Próbowałem stworzyć embrion, który rozwiną by się tak jak on. Niestety za nic nie chciało mi się udać. Moje wieloletnie doświadczenie inżyniera genetycznego nie miało najmniejszego znaczenia. Ta kreatura odmawiała wszelkiej współpracy. Oczywiście pracowałem nad tym w ścisłej tajemnicy gdyż nie chciałem czuć na swoich plecach gorącego oddechu Rady. – zaśmiał się – Dopiero gdy zacząłem eksperymentować z obydwoma próbkami coś zaczęło mi wychodzić – rozmarzonymi oczami przeczesał pomieszczenie - Oczywiście były to organizmy zbyt niebezpieczne by pozwolić im żyć.– dodał po chwili – Potem widząc w jakim stanie był ten dzieciak zabrałem go stamtąd. Wkrótce i tak przenieśli by wszystkich do jakiegoś waszego obozu koncentracyjnego, być może nawet na samą Annaru. – cyrulik oburzył się
 - Wyspę śmierci. – wtrącił łowca – Najbardziej tajemnicze miejsce na ziemi. – odłożył długopis na bok
 - Dokładnie. – doktorek przywołał we wspomnieniach transporty trupów porównywane do tych z II wojny światowej - Jednak nie miałem wtedy pewności więc użyłem kilku środków pobudzających by wywołać w miarę kontrolowaną przemianę, co skończyło się jak się skończyło – uczony pokręcił przecząco głową – Oni się odradzają! – spojrzał na swojego niedoszłego oprawcę
 - Oni? – odparł niedowiarek
 - Ci sami, którzy zatopili Atlantydę. – cyrulik spojrzał na swoją brakującą nogę

piątek, 2 marca 2012

Dziewiąty krag Anubisa (3) - Szakale imiona


Luka przeglądała jeszcze miejsce zbrodni. Koroner miał przybyć dosłownie za chwilę, jak to w krajach anglosaskich nakazywało prawo. Oczywiście był to odpowiedni człowiek, zaznajomiony z tematem poszarpanych i przeżutych ciał. Na nagraniu zauważyła coś dziwnego,  postanowiła to sprawdzić. Przymrużyła oczy pod wpływem ostrego światła, było o wiele potężniejsze niż to w małym pomieszczeniu przeznaczonym na rzeczy natury technicznej. Szła delikatnym krokiem, niczym wiatr, prawie bezgłośnie. Lata doświadczenia robiły swoje. Ona i Redlum nie byli jeszcze w sektorze nauczycielskim, do którego właśnie zmierzali. Jednak mężczyzna miał ważniejsze zajęcie, kłócił się z nie do końca działającym automatem do napojów. W końcu  w finalnym geście złości, kopnął urządzenie tak, że już na pewno nie nadawało się do użytku. Fuknął niczym urażony święty kot, wpakował ręce do kieszeni długiego płaszcza po czym poczłapał za swoją partnerką. Szli przez chwilkę milczeniu przez wspaniałe jasne korytarze. Podłoga byłą na pewno z jakiegoś drogiego materiału, ściany były marmurowe. Stało tam pełno wspaniałych rzeźb, kwiatów oraz różnych innych rzeczy, które miały uczynić akademie piękną. Korytarze były szerokie, pełne wręcz świeżego powietrza. Może jedynie co poniektóre zwłoki psuły ten wspaniały urok. Redlum trochę poweselał. Rzucił swojej partnerce figlarne spojrzenie ale kobieta nawet nie zwróciła na niego uwagi, nadal pozostała zimna. Mężczyzna nie miał zamiaru więcej próbować. Stawiał ciężkie kroki swoimi wielkimi buciorami. W końcu Luka uniosła dłoń, obydwoje zatrzymali się w miejscu. Zerknęła w lewo na wyważone drzwi. Ciężkie dębowe wrota skończyły jako kupa połamanych drzazg. Weszli do środka pomieszczenia. Na środku leżało tylko jedno ciało, krew która wsiąkła w dywan zdążyła już sczernieć. Kobieta była ułożona jakby w agonii, z śmiertelnym grymasem na twarzy, tym który wyrażał ból i strach, który pojawiał się czasem w sercach słabszych łowców.
 - Wiesz, że to już czwarte ciało ułożone w takiej pozycji. – uklękła przy ciele – Albo inaczej. – przymknęła na chwilę oczy – Wyróżnione w ten sposób. – kątem oka dojrzała blaszkę do identyfikacji, którą posiadał każdy łowca, tutaj celowo została ona umazana we krwi i wciśnięta nieboszczce w ręce – Chodź tu na chwilę. – przywołała gestem swojego partnera – Popatrz tutaj! – wskazała palcem plakietkę
 - Co tam masz? – uradowany łowca podbiegł szybkim krokiem
 - Zauważyłeś, że pozostałe „wyróżnione” osoby też miały na siłę wciśnięte swoje identyfikatory. – Luka spojrzała w oczy Redluma
 - Bardziej mi się podobały ich pocięte gardełka ale dobra mogę zacząć zwracać uwagę na detale. – wzruszył ramionami i pochylił się nad ciałem
 - Zobaczmy co to jest! – kobieta jedynie westchnęła i wyszarpała z zimnych zastygniętych dłoni interesujący ją przedmiot – Ciekawy? – podetknęła mu przedmiot prosto pod nos
 - Nawet nie wiesz jak bardzo! – Redlum psychopatycznie się uśmiechnął
 - Co my tu mamy? – Luka udawał, ze tego nie zauważyła – Benita – przeczytała głośno – Ładne imię. – kątem oka spojrzała na swoją plakietkę zawierającą jej dane osobowe, jej serce gwałtownie zabiło ale nie dala niczego po sobie poznać
 - Z tego co pamiętam pierwsza ofiara nazywała się chyba Achlys – wtrącił mężczyzna
 - Zajeżdża Grecją. – Luka odwróciła się by spojrzeć w twarz mężczyzny – Patrzyłeś na jej identyfikator? – odparła zdziwionym tonem – Nie poznaje cię! Przecież ty nie zwracasz uwagi na subtelności. – zażartowała rozbawiony tonem
 - Zerknąłem kątem oka. – Redlum odwzajemnił uśmieszek
 - Trzeba sprawdzić pozostałe wyróżnione ciała. – kobieta spojrzała w szkliste oczy trupa – Widać, że została tu przytargana pośmiertnie. – zamknęła oczy martwej łowczyni – By to stwierdzić wystarczy wiedza z książek Agathy Christie. – zwróciła uwagę na śmiertelną ranę – Trzeba dokładnie przyjrzeć się wszystkim szczegółom, detalom. – spojrzała na przesiąknięty krwią dywan
 - Detale i detale. – prychnął mężczyzna – Nie lepiej po prostu znaleźć i kropnąć tego gostka. – dmuchnął sobie w twarz tak by odgarnąć spadający kosmyk włosów
 - Ciekawią mnie motywy jakimi się kierują takie kreatury. – Luka wstała z wielką gracją
 - Są po prostu tymi złymi. – Redlum skrzyżował ręce na piersi – Bestie z reguły mordują, raczej długo nad tym nie myślą tylko puszczają wodze swojej fantazji. – wyciągnął kieszeni malusieńką cyfrówkę – Zdjęcie na pamiątkę? – zrobił słodkie oczy
Luka pominęła jego pomysł milczeniem, które zdawało się być ostre niczym ostrze. Spojrzała na swojego partnera w ten sam charakterystyczny sposób, mdły i obojętny wzrok pozbawiony smaków życia. Wskazała mu ręką kierunek wyjścia. Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Urządzony w starym stylu, na środku prezentował się wspaniały i za pewne dość drogi dywan, przy ścianach stały wiekowe, drewniane meble. Na stoliku stała nadal zapalona lampka o niebieskim żyrandole ozdobionym czarnymi konturami mającymi przywodzić na myśl kształty motylich skrzydeł. Na toaletce stały przybory do malowania się, białe drzwi o złotej klamce do prywatnej łazienki były uchylone. Delikatnym krokiem opuściła pomieszczenie po czym udała się dalej. Szli długo przez korytarz., zanim dotarli do następnego wybranego ciała. Następne imię Ira jakiś tam, nazwisko tego gościa brzmiało dość dziwnie. Następna osoba znajdowała się tuż za zakrętem. Na środku placu pełnego wejść do ogrodu, który tak naprawdę po zmroku stawał się niezwykle groźnym torem przeszkód, gdzie młodzi adepci wielowiekowej tradycji ćwiczyli swe umiejętności. Na środku leżały kolejne zwłoki mężczyzny, ułożone w podobnej pozie co poprzednie. Plakietka umaczana w krwi, znów była wciśnięta w dłoń ofiary.
 - Seth.White – mężczyzna odczytał po cichu inskrypcję wyrytą na identyfikatorze
Redlum przyklęknął na błyszczącej posadzce. Przekrzywił łeb i popatrzył na poszarpanego nieboszczyka wzrokiem głodnej modliszki. Podrapał się po kudłate czuprynie po czym ubrał białą gumową rękawiczkę. Rosnąca ciekawość zmusiła go do przestrzegania procedur, które zazwyczaj miał gdzieś. Facet powyżej trzydziestki, łysy, ubrany w swój skórzany uniform. Dodatkowo umazany krwią, po śladach można było zobaczyć jak delikwent został przeciągnięty spory kawałek. Na wypolerowanej posadzce był to po prostu raj dla oczu Redluma. Lubił zwyczajną, prostą masakrę. Nie miał najmniejszej ochoty na seryjnego artystę zostawiające wspaniałe ciała w dobrze zaplanowanych miejscach. Łamigłówki nie były jego specjalnością, był zwykłym, no może nie do końca zwykłym łowcą. Nałożył drugą rękawiczkę udając doktorka z jednego z tych kiepskich horrorów o dentystach mordercach.
 - Dlaczego akurat tutaj? – Luka zadała dręczące ją pytanie
 - Któremuś muszę się przyjrzeć. – jej partner wzruszył ramionami
 - Ale czemu akurat temu? – powiedziała z udawanym zdziwieniem, ograniczanie i tłumienie emocji miało swoje wady,  wyrażanie ich stawało się uciążliwie trudne
 - Już dawno wydłubałem fortunie oczy i od tamtej pory robi za boginię sprawiedliwości. – Redlum wyszczerzył zębiska – Tak więc pozwól mi pracować. – puścił jej porozumiewawcze oczko


*****************************************************************************


Cyrulik w panice przełączał jakieś przyciski na panelu sterowania. Lekko zdenerwowany ale też podniecony wpatrywał się na swój nowy nabytek.
 - Wiedziałem! – powiedział sam do siebie
W pośpiechu wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni białego fartucha. Spojrzał na malutki wyświetlacz. Brak zasięgu.
 - Cholera! – wbił wzrok w pancerną szybę
Za nią stała jego obawa. Ogromny humanoidalny stwór. Zmienny w całej swojej okazałości. Istota o cechach człowieka i zwierzęcia. Szakal o czarnej sierści i tym wściekłym spojrzeniu. Zatrzymał się na chwilę, spojrzał na ściany swojego więzienia, a potem znowu rozmył się niczym plama. Rozpędzał się do chyba ponaddźwiękowych prędkości, no może to była przesada. Smuga jakby malowanych w powietrzu jadowicie zielonych oczu i futra czarnego niczym najgłębsze mroki nocy. Odbijała się ona od ściany do ściany doprowadzając materiał na skraj wytrzymałości. Znów zatrzymała się na chwilę, promień malowany jakby akwarelami. Ciało szakala zatrzymało się i smuga jakby strąciła paliwo, kształt nabrał twardych, niemalże kłujących kontur. Bestia zaszczekała niczym wściekły pies, obnażyła kły. Była nieźle wkurzona. Mimo ludzkie postawy i sylwetki poruszanie się na czterech łapach nie stanowiło dla niej problemu. Doktorek widząc, że sprzęt odmawia posłuszeństwa użył wewnętrznego telefonu, jednak oznaczało to narażenie się na podsłuch. osób, które być może nie powinny usłyszeć pewnych rzeczy. Wystukał w pośpiechu numer, znał go na pamięć. Przyłożył toporną słuchawkę do ucha. Taka technologa, a nie mogliby zamontować czegoś innego niż ten pieprzony automat. Nagle coś drgnęło, tynk się obsunął, jakiś kabel wyskoczył za ściany. Anubis zaraz wedrze się do środka. Cyrulik trzasnął słuchawką i w pośpiechu podszedł do drzwi. Na widok zamka od razu od razu obmacał kieszenie. Identyfikator i karta. Odwrócił się gwałtownie, zauważył swoją przepustkę leżącą na drugim końcu pomieszczenia. Zaklął głośno. Galopem pokonał dzielącą go odległość, kątem oka zerknął na rozszalałą bestię. Nie miał zamiaru jej powstrzymywać, po pierwsze mógłby nie zdążyć po drugie im więcej roboty mieli ci pseudonaukowcy tym lepiej. Szybko dopadł drzwi wyjściowych ale było już za późno. Szyba była wykonana z wyjątkowego materiału, nie można było kupić jej w pierwszym lepszym sklepie. Ale na sekundę przed katastrofą pojawiła się rysa, która z każdym uderzeniem serca pogłębiała się. W końcu rozpędzona bestia wpadła do środka, utknęła, zakleszczyła się, wściekła machała pazurzastymi łapami, szczekała z wściekłości, ślina kapał jej z pyska, wciąż kłapała szczęką, białe kły błyskały niczym śmiercionośne szable. Zmienny miotał się i wiercił by wydostać się z kleszczy. Wbił wściekłe spojrzenie w swój cel, zaczął wiercić się z jeszcze  większą siłą. Doktorek w pośpiechu wstukał kod i otworzył drzwi w ostatnie sekundzie. Wpadł szybko do środka, Anubis zderzył się z drzwiami. Pazury przejechały po twardym materiale, blacha zakręciła się niczym masło nabierane na nóż do smarowania. Bestia odeszła kilak kroków, zatoczyła nerwowy krąg. Doktorek biegł nerwowo, serce mu łomotało i podchodziło do gardła. Kroki były coraz mniej pewne, a krew dudniła mu w uszach, Jeszcze kilak metrów do wyjścia. Drzwi wypadły z nawiasów, szakal położył ręce na pozostałościach po ramie na której były zamontowane. Wyszczerzył zęby i zawarczał. Całe ciało spiął do skoku, wyskoczył niczym kula wystrzelona z pistoletu. Plama rozlała się w powietrzu, popędziła z zawrotną prędkością, szybciej niż zdążysz mrugnąć okiem. Ostre zęby wgryzły się w ludzką nogę, biała sylwetka upadła na podłogę. Bestia szarpnęła kilka razy łbem niczym wściekły pies, opadła na cztery łapy i trzymając swoją zdobycz w stalowym uścisku poczęła posuwać się do tyłu, systematycznie wiercąc łbem na prawo i lewo. Zębiska przebiły skórę i podziurawiły mięsnie, ból zalał całe ciało ale doktorek zachowa odrobinę zimnej krwi. Wydobył z kieszeni mały pistolecik i wycelował w ogromny psi łeb, niestety pociski nie były srebrne. Strzał ogłuszył na chwilę Anubisa, który padł ogłuszony na chwilę. Cyrulik wykorzystało, trzymając się ściany dopadł następnych drzwi. Otworzył je najszybciej jak potrafił, w nerwach wykonując odpowiednie procedury. Trzęsącymi się dłońmi zamknął ciężkie wrota. Uciekać? Jak? Gdzie? Jak przeżyć tak by nie wydać swojego słodkiego sekretu na pastwę łowców? Przez głowę przelatywały mu tysiące myśli, żołądek skurczył się kłując niemiłosiernie, skóra pociła się w szybkim tempie. Kulejąc przeszedł następne pomieszczenie, biura i porozkładane na biurkach komputery, na środku stał duży owalny stół i podostawiane do niego krzesła, gdzieś na ścianie zawieszona był gładka tablica z podkładką na pisaki. Kiedyś to miejsce tętniło życiem obecnie było równie puste co szklane oczy porcelanowe lalki. Dotarł prawie, że do korytarza gdy nagle ból w nodze nasilił się, zupełnie jak gdyby szakal miał w swoim posiadaniu jego laleczkę voodoo i mężczyzna stracił równowagę. Anubis rozwalił kolejne drzwi, pociągnął powietrze nosem, węch natychmiast złapał trop, lokalizacja ofiary była tylko kwestią czasu. Doktorek zorientował się, że od paszczy potwora dzieli go tak niewiele. Podniósł się szybko, serce waliło coraz mocniej, był niczym papuga zamknięta w klatce w płonącym mieszkaniu. Co z tego, że masz skrzydła skoro i tak nie możesz uciec? 

wtorek, 28 lutego 2012

Dziewiąty krag Anubisa (2) - Wilk i cyrulik


Luka siedziała na skórzanym fotelu wpatrzona w zestaw monitorów. Redlum towarzyszył jej ale nie wydawał się być specjalnie zainteresowany treścią nagraną przez kamery. Bawił się kręcąc na stołku niczym małe dziecko. Odepchnął się nogami od ściany i zatoczył kolejne koło, kółka taniego chińskiego mebelka zaturkotały głośno.
 - Łiiiiii! – zawołał mężczyzna z bananem na twarzy
Luka pomimo wszystko zachowywała powagę. Skupionym wzrokiem obserwowała kolejne nagrania. W pewnym momencie mocno stuknęła palcem w klawiaturę, obraz zatrzymał się. Kobieta zbliżyła twarz do monitora. Przewróciła oczami po czym rzuciła swojemu partnerowi mdłe spojrzenie. Na ten widok Redlum natychmiast się zatrzymał, westchnął głośno po czym przysunął się do kobiety.
 - Co chcesz mi pokazać? – oparł głowę na ręcę
Jego twarz przybrała dziecięcy grymas. Wywrócił oczami niczym podrywana nastolatka. Luka bez słowa dotknęła palcem rogu ekranu, wskazała wyrastający z boku cień.
 - Jak myślisz co to jest? – zajrzała w oczy swojego przyjaciela
 - Nie wiem bo zasłaniasz mi palcem. – Redlum ściągnął siłą kobiecą dłoń z monitora
Luka nacisnęła kolejny guzik i film ruszyło przodu. Z boku wyłoniła się wilkopodobna bestia. Z wielką gracją zakradła się od strony wschodniej ściany po czy spojrzała prosto w kamerę. Potwór wiedział dokładnie gdzie ona jest, uśmiechnął się, w jego oku coś błysnęło. Zmienny chciał żeby go zauważono.
 - Skądś kojarzę te mordę. – Redlum podrapał się po kilkudniowym ale mimo wszystko ledwo widocznym zaroście – Czyżbym znał cię młody wilczku? – uśmiechnął się równie psychopatycznie co jego nowy przeciwnik
 - Co masz na myśli? – Luka przełączyła na widok z następnej kamery
 - Kojarzę tego zmiennego z jakieś interwencji w Europie. – jej partner zmarszczył krzaczaste brwi
 - Przeszukanie tej bazy to okres wyznaczający następną epokę geologiczną. – kobieta spróbowała zażartować w podobnym stylu co mężczyzna
 - Środkowa Europa. – sprecyzował mierzący wzrokiem przeciwnika Redlum
 - Cieplej. – Luka mlasnęła językiem co jak co w tych sprawach mężczyzna miał pamięć dorównującą mszczącym się na weterynarzach słoniom
 - Nie mogę sobie jakoś przypomnieć. – Redlum podrapał się po kudłatej czuprynie – To była jakaś małą interwencja standardowo kogoś goniliśmy. Wtedy chyba widziałem cwaniaka. – przekręcił łeb
 - Jeśli przewiniemy dalej będziemy mieli piękny widok masakry i nic więcej. – kobieta bezdusznie wcisnęła kolejny przycisk na klawiaturze
 - Po prostu mordował na oślep nic odkrywczego. – mężczyzna wzruszył ramionami – Wielkie mi halo. – wywrócił teatralnie oczami
 - Tych których po prostu mógł tak mordować. Myślisz, że doświadczeni łowcy dali się tak najzwyczajniej w świecie zabić. – Luka delikatnie ujęła komputerową myszkę
Na następnym filmie można było zaobserwować piękny pokaz sztuki uśmiercania. Zmienny bardzo szybko posłał w zaświaty jednego z nauczycieli dobierając się do jego aorty. Zręcznie wyminął kierowane w jego stronę srebrne naboje. Umiał wykorzystać mrok i otoczenie na swoją korzyść. Po kilku minutach dopadł strzelca i przegryzł mu gardło. Cały był umazany we krwi. Wszyscy, którzy przybyli dzieciakom na pomoc zostali odesłani na drugą stronę. Potem zabrał się za spanikowanych uczniów. Ci bardziej rozważni próbowali stawiać opór ale wilk zdawał się być tu jedynym prawdziwym mięsożercą. Po kilku minutach wykończył wszystkich, ułożył z nich bardzo ładną krwawą mozaikę. Jednak w tym szaleństwie byłą metoda. Każdy kto stawiał opór umierał w większych mękach niż pozostali. Wielkie zmutowane psisko zachowywało się niczym mały szczeniak w towarzystwie świeżych kapci gotowych do pogryzienia. Na następnej kamerze wdarł się do kolejnej części mieszkalnej, przeszedł przez nią niczym kosa przez pole zboża. Najciekawsze było na kamerze z części nauczycielskiej. Tutaj dopiero bestia musiała się wykazać prawdziwymi umiejętnościami. Wcześniej pokazała zęby kilku ochroniarzom. Szkoleni prawie, że od narodzin zginęli rozszarpani przez wilka w przeciągu kilku sekund. Specjalnością bestyjki było zaskoczenie i podcięcie albo raczej przegryzienie gardła. Nauczyciele byli trochę bardzie przygotowani, większość łowców śpi ze swoją bronią. Błysnęły srebrne szable, słychać było odbijające się rykoszetem srebrne pociski. Stwór zamordował ich wszystkich od tak po prostu, po kolei rozbrajając pojedynczego przeciwnika i zadając ostateczny cios. Na wejściu poczęstowano go kilkoma strzałami. Wilk szybko odskoczył w bok dopadł kogoś stojącego za drzwiami, wykorzystał go jak żywą tarczę. Potem błyskawicznie wypuścił ciało z rąk szybko dopadł następnego z dwoma szybkostrzelnymi karabinkami. Skręcił mu kark po czym rzucił przed siebie. Machając pazurami zaatakował następnego łowcę, walczyli przez chwilę prawie, że na gołe pięści gdy młody nauczyciel popełnił niewybaczalny błąd, tyle wystarczyło by ostre szpony dosięgły jego gardła. Podobna sytuacja powtórzyła się jeszcze kilak razy, scenariusz był z góry podobny. Dopiero któreś z łowczyń w przedśmiertnym akcie udało się postrzelić potwora w ramię. Bestia spojrzała na krwawiącą ranę, od razu zorientowała się, że to srebro.
Kobieta załączyła na chwilkę pauzę. Spojrzała na pochłoniętego filmem mężczyznę. Może jednak nie doceniał wilka, pomimo postawienia tylko i wyłącznie na czystą siłę bił się całkiem nieźle. Luka znała dobrze swojego partnera, wiedziała, że teraz nowe łowy nie dadzą mu spokoju. Będzie śnił o swojej zwierzynie dniami i nocami dopóki jej nie dopadnie. Pod tym względem, tej wewnętrznej wręcz, że psychopatycznej zaciekłości, przerastał nawet zmiennych. Przypatrywał się zamazanemu obrazowi jakby przekazując swojemu nowemu przeciwnikowi zakodowaną wiadomość, coś w stylu „dopadnę cię wkrótce”.




*****************************************************************************


Chłopak obudził się w jakimś ogromnym pomieszczeniu. Poczuł ogromną ulgę, na jego rękach nie było kajdanek, ciężar do którego już od dawna przyzwyczaiło się jego ciało niespodziewanie zniknął. Jednak na swojej szyi poczuł coś podobnego, równie ciężkiego co srebrne zamki, równie bolesnego. Srebro. Pomacał przedmiot palcami. Od razu poczuł jak płoną jego wrażliwe opuszki. Zaklął myślach. Rozejrzał się po pomieszczeniu, gdzie go to zabrali tym razem? Cela była o wiele większa, bardzo obszerna i wysoka. Przypominała raczej coś w rodzaju hali, nie zmienił się tylko kolor. Sterylna jadowita biel zmieszana z czymś kremowym. U góry zawieszone było ogromne szkło, w środku ktoś siedział. Jakiś facet siedział przy mikrofonie i uśmiechał się.
 - Myślałem, że się już nie obudzisz. – powiedział zadowolony nieznajomy
Chłopak jedynie spojrzał w górę. Zamglone oczy pomału dochodziły do siebie. Przetarł je by lepiej widzieć. Wkrótce nieludzki wzrok odzyskał prawie, że pełną sprawność. Źrenice zwężały się gwałtownie pod wpływem silnego światła.
 - To ty jesteś Vincentius? Albo krótko mówiąc Wincent– zapytał stojący za szybą
Ktoś powiedział do niego po imieniu, nazwa której już od dawna nie pamiętał.
 - Pewnie zastanawiasz się co tu robisz. – doktorek powiedział milutkim głosikiem o smaku przesłodzonej herbaty – Powiedzmy, że wziąłem cię pod swoje skrzydła. – uśmiechnął się
Win rozejrzał się, obmacał uważnie ściany. Szukał wyjścia ale pomieszczenie wydawało się być go pozbawione. Więc jak tu wszedł?
 - Nie mogłem zostawić cię w tym dziale psychopatów. – mężczyzna podrapał się po czole – Banda kretynów, przecież oni są od przesłuchań. – narzekał na swoich nieudolnych kolegów – Badaniami z prawdziwego zdarzenia zajmuje się ja. – wypiął dumnie pierś i poprawił lekarski kitel – Wybacz, że mówię tak przez szybę ale nie chce po prostu skończyć jako twoje drugie śniadanie. – złożył palce w wieżyczkę
Chłopak uniósł łeb do góry, po czym szarpnął za obrożę z całej siły. Nie puściła. Zaklął paskudnie w myślach po czym spojrzał na człowieka z tą samą nienawiścią z jaką patrzyła wszystkich. Przeszedł się kilka kroków do przodu, nadal trochę kulał na prawą nogę ale rana zdawała się zmniejszyć od ostatniego razu.
 - A tak twój implant. – doktorek podrapał się po głowie – Usunąłem go żebyś mógł normalnie chodzić, jednak biorąc pod uwagę jak długo miałeś w ciele ten kawałek metalu, trochę potrwa zanim stopa się zagoi. – wyszczerzył swoje zęby białe niczym chińska porcelana – A co do obroży. – oblizał suche wargi – Mogę ci ją ściągnąć ale pod jednym warunkiem. – uniósł jeden ze wskazujących palców do góry
 - Warunek? – Win uśmiechnął się udając swojego niedoszłego wybawcę
 - Dokładnie mój nowy przyjacielu. – zatrzepotał słodko rzęsami – Dasz mi coś sprawdzić i przy okazji mnie nie zabijesz. – wywołał w swojej głowie obrazy kartoteki małego potworka – Akurat mnie nie interesuje utrata żadnej z moich kończyn. – pstryknął palcami – Jesteś mi po prostu potrzebny i nie chciałbym być zmuszony by cię wyeliminować. Nie jestem łowcą żeby zabijać. – dotknął swojej piersi – Jedynie ciekawym świata uczonym. Czy jak to wy wolicie nazywać, cyrulikiem. – zrobił tu krótką pauzę na głębszy oddech – Gdy byłeś nieprzytomny pobrałem wszelkie potrzebne mi próbki ale aby ostatecznie się upewnić. – zakaszlał – Potrzebuje jeszcze chwilkę zaczekać. – spojrzała kieszonkowy zegarek – Muszę poczekać aż twój organizm będzie gotowy. Trzeba mu jeszcze dać kilka regulaminowych minut. – wypuścił głośno powietrze z ust
 - Kilka minut. – szepnął chłopak
Obszedł pokój na wszystkie strony niczym szczur w nowym terrarium. Pogładził ręką ścianę, była delikatna dotyku i w dodatku dziwnie sprężysta. Podłoga była najnormalniejsza w świecie, jadowicie blada i twarda. U góry zamocowane były kamery i coś jeszcze, jakieś dziwne mechaniczne ramiona, kształtem podobne do jakieś broni. Małe pistolety, zdalnie sterowane przez komputer. Pomieszczenie było oświetlone równomiernie ale nie za bardzo  intensywne, nie trzeba było nie potrzebnie mrużyć oczu. Chłopak stanął zaciekawiony przed ścianą swojego więzienia. W ciągu ułamków sekund z palców wysunęły się potężne pazury i uderzyły w przeszkodę. Napastnika aż odrzuciło do tyłu, dziwny materiał przekazał mu całą energię ciosu. Szpony magicznie zniknęły, Win trzepnął kilka razy dłonią. Spojrzał na doktorka siedzącego i bazgrolącego coś w swoich notatkach, mężczyzna jeszcze raz spojrzał na swój kieszonkowy zegarek i jakby coś szepnął do samego siebie. Poślinił palce i przewrócił następną kartkę i zaczął wodzić po niej oczami schowanymi za binoklami. Poczuł się obserwowany i zerknął na chłopaka.
 - Spokojnie jeszcze dosłownie kilka minut. – doktorek delikatnie się uśmiechnął z podobną flegmą jak robią to biali brytyjscy arystokraci – Muszę poczekać bo nie daj Bóg okaże, że jesteś na coś tam uczulony albo twoje ciało nie pozbyło się jeszcze całej porcji poprzedniego medykamentu. – nacisnął jakiś na pulpicie po czym głośno ziewnął jednak nie było go słychać przez wyłączony mikrofon
 - Świetnie! – mózg Wina pracowała najwyższych obrotach pożerając resztki zgromadzonej energii
Musiał się stąd jakoś wydostać, problem w tym, że trudno wyjść z pomieszczenia które nie ma drzwi.
 - Zamurowali mnie żywcem? – szepnął od niechcenia
Przyłożył ucho do podłogi, poza dziwnymi odgłosami pracujących maszyn nie usłyszał niczego ciekawego. Cały nieznany budynek wydawał się  być wielkim żywym organizmem. Nie wiedziało nim wiele bo z reguły jeśli gdziekolwiek się ruszał zawsze był kompletnie nieprzytomny, zastanawiał się jak bardzo te wszystkie chemikalia zjechały mu wątrobę. Dotknął swojego brzucha, żołądek bezlitośnie zaburczał. Jego mina od razu spochmurniała. Jeszcze raz zerknął na cyrulika, które zniecierpliwiony patrzył na zegarek.
 - Jak się tam czujesz, co? – odezwał się mężczyzna – Na pewno lepiej niż w tej klitce w galerii. – przełączył coś na pulpicie – Oni są od wydobywania informacji i szybkiej kasacji. - Kiedyś to, to było fajne miejsce ale obecnie ośrodek jest w likwidacji więc przerobili go na coś na kształt wielkiej maszyny do mordu i przesłuchań. Ale na nasze szczęście zostały tu pomieszczenia godne uwagi. – poślinił palce i przewrócił kolejną kartkę – Masz bardzo ciekawe pochodzenie. – uśmiechnął się w sposób podobny do tego jaki stosował wąż Ka z księgi dżungli – Wbrew pozorom nasze D.N.A zdradza więcej sekretów niż chcemy. Moc pamięci genetycznej, jeśli tylko poświęcimy temu dostatecznie dużo uwagi, możemy odkryć prawdziwy skarb. – zadowolony podrapał się po brodzie – No i jeszcze dosłownie minutka. – zerknął powrotem na zegarek – Co jak co ale nienawidzę czekać. Przez tyle lat nauczyłem się nie okazywać swojego zniecierpliwienia. – wlepił oczy w biały sufit – Tyka ta wskazówka, na złość mi, bardzo wolno. – westchnął patetycznie do załączonego mikrofonu – Jak wiesz wojna pomiędzy wybranymi ludźmi i zmiennymi trwa od zarania dziejów. – podparł głowę na ręce – Zanim jedna strona eksterminuje drugą. – machnął ręką – Dlatego co jak co uważam, że oswojenie was jest o wiele lepszym sposobem na nową przyszłość niż bezrozumne mordy jakie między sobą toczycie. – wzrokiem obserwował jakiś bliżej nieokreślony obiekt – Nie uważasz? – spojrzał przez szybę wprost na chłopaka
Win miał ważniejsze zajęcia niż słuchanie monologu doktorka. Szukał jakiegoś wyjścia z tej cholernej szczurzej pułapki.
 - No już! Widzisz! – doktorek wyszczerzył zębiska – Nadeszła chwila na którą czekałem od dłuższego czasu. – strzelił kośćmi – Wreszcie upewnię się czy ta cholerna historyjka pokrywa się z prawdą. – zaczął ustawiać coś na panelu sterowania
Win usłyszał tylko jak coś niezwykle szybkiego przecięło powietrze. Strzała? Pocisk? Nie zdążył pomyśleć poczuł jak coś ostrego przebiło jego skórę. Strzałka myśliwska tkwiła z tyłu. Płomienie ogarnęły całe ciało. Ból rzucał nim jak szmacianą lalką. Kości strzeliły głośno, ze szczęki zaczęły wyżynać się potężne kły.
 - A więc powstań Anubisie! – zawołał cyrulik  

Dziewiąty krag Anubisa (1) - Krwawa galeria


Luka przekroczyła próg szerokim krokiem, obcas dźwięcznie zastukał o ziemię. Jej jadowite oczy natychmiast zauważyły krew, ten metaliczny posmak, który zdawał się być wrażeniem pomieszania zmysłu smaku i węchu, mogła poczuć już od samego wejścia. Mlasnęła głośno językiem, po czym przejechała nim po wszystkich górnych zębach z gracją i elegancją. Rozglądnęła się uważnie, przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła zawładnąć sobą swoim najpierwotniejszym zmysłom. Przez głowę przelatywały jej prawdopodobne wersje wydarzeń, coś lub też ktoś włamało się do środka. Przyklękła by zobaczyć zostawione na drewnianej podłodze ślady. We wszystkie pokojach uczniów były te same jasne panele, które ułożone sprawną ręką zdawały się być jedną spójną całością. Charakterystyczne zadrapania, ślady pazurów, których nie można porównać z żadnym konkretnym gatunkiem. Co najwyżej z bestią. Przejechała po nich palcami, żłobienia, gładkie rowki o chropowatych krawędziach.
 - Interesujące! – pomyślała
Obok rozciągała się plama krwi, dziecko ledwo zdążyło zobaczyć napastnika. Pazury przeorały jego gardło, fontanna krwi, jej ogrom, nieporównywalny z niczym innym. Jego wina, przy takim zagrożeniu trzeba uciekać najdalej jak się potrafi ale też skąd mogło ono wiedzieć z jak potężną istotą za chwilę się spotka. Za niewiedzę płaci się krwią. Zrobiła kilka kroków do przodu, wybita szyba, sprawca wszedł wybijając okno od zewnątrz. Dziwne, że nikt nie zauważył go wcześniej, taki hałas, nie wiarygodne, że żaden z nauczycieli nie uśmiercił potwora. Kim była owa kreatura? Jaką potęgą musiała dysponować? Chyba, że wróg był już wewnątrz ale przecież nie było to możliwe, nikt nie rozpoznał by bestii w ludzkiej skórze? Niemożliwe. Luka uspokoiła swoje myśli, mimo wewnętrznej paniki nie można było po niej niczego poznać, serce nadal biło tym samym, równym rytmem, a oddech był jak zawsze głęboki. Następne czerwone jezioro, kolejna ofiara głupoty i ciekawości.
 - Spoczywaj w pokoju! – szepnęła cicho kobieta po czym z największą starannością przeżegnała się
Wstała z wielką elegancją, przymrużyła lekko oczy mimo iż nie było takiej potrzeby. Poczuła w sercu smutek ale zaraz go odrzuciła, na żałobę przyjdzie odpowiedni moment, nie czas trwonić łzy gdy robota czeka. Wiecznie wyuczony fach łowcy, myśliwy stojący na straży niewinnych. Ile było w tym prawdy? Któż raczył to wiedzieć? We krwi odbity był ślad, niewyraźny i kruchy kształt, nachyliła się by lepiej mu się przyjrzeć. Noga napastnika, opatrzona w zestaw pazurów, o dziwnej ni to ludzkiej ni to zwierzęcej budowie. Wyglądała znajomo jednak Luka nie mogła dopasować jej do żadnej znajomej matrycy, która wykładowcy zwykli pokazywać wyświetlone na ścianie. Jej uszy wychwyciły ciche kroki partnera, ciężkie glany swobodnie stukały o ziemię. Redlum zapominał o ostrożności, odrzucał to co nieraz uratowało wielu łowców. Czarnowłosa postać wyglądnęła zza progu, oczy czarne jak śmierć, wargi wyschnięte niczym Sahara, przyjacielski wyraz twarzy i ta fryzura rodem z archiwum X. Redlum błysnął kobiecie po oczach fleszem, aparat miał akurat zawieszony na szyi, ciężkie staroświeckie pudło.
 - Znalazłaś coś? – zapytał zimnym tonem
 - Nic normalnego. – zażartowała unosząc głowę i wbijając wzrok w swojego partnera
 - Jak zawsze. – Redlum pstryknął następne zdjęcie
 - Ślady wskazują na to, że zmienny wszedł przez okno. – Luka położyła palec na ustach –Mammalia, ssakokształtny. – odwróciła się w stronę wybitej dziury
 - Z pewnością. – mężczyzna strzelił kolejną fotkę – Widziałaś korytarz? – psychopatycznie się uśmiechnął – Istna masakra rodem z umysłu japońskiego reżysera nisko budżetowych produkcji dla nekrofili. – zmarszczył brwi – No może bez przesady taki poziom to chyba za wysoka poprzeczka dla naszego nowego przyjaciela. – odwrócił się i spojrzał gdzieś przed siebie
 - Kolejny dowód na to, że nasza praca chyba nigdy się nie skończy. – westchnęła Luka – Są niczym hydra, co zabijemy jednego na jego miejsce wyrastają trzej jeszcze gorsi. – delikatnym krokiem wyszła z pokoju – I dokonują odwetu. – rzuciła swojemu partnerowi mdłe spojrzenie
Korytarz był usłany trupami, krwawy dywan sięgał od głowy jakiegoś dzieciaka, który leżał na progu pokoju, a kończyła się zwłokach dziewczynki o wspaniałych czarnych lokach, ta z kolei leżała przy drzwiach do wspólnej łazienki. Wielki krwisty znak, najprawdopodobniej próbowała je otworzyć. Większość ciał była po prosto rozpruta, uczniowie zmarli w wyniku wykrwawienia się i zadanych urazów. Nie była to fachowa diagnoza ale na patologa trzeba było jeszcze poczekać. Luka przykucnęła, zamoczyła wskazujący palec we krwi po czym roztwarła ją na swoich ciemnych, skórzanych rękawiczkach.
 - Nie rozumiem po co to robisz. – Redlum zrobił kolejne zdjęcie
 - Krew wiele mówi o człowieku, a jeszcze więcej o popełnionym czynie. -   uniosła głowę do góry – Zobacz na rozprysk na tej ścianie. – wskazała palcem na umazaną chaotyczną bieganiną kropek boazerię – Zmienny stał tutaj, miał jakieś ponad dwa i pół metra wzrostu. -  uniosła rękę do góry jakby symulując zadanie ciosu
 - Bydle. – odparł krótko jej partner
 - W znaczeniu wielkości czy skurwysyństwa? – Luka uśmiechnęła się
 - I to i to. – Redlum spojrzał w małe zawieszone prawie, że u sufitu lusterko również umazane krwią – Kiedy obejrzymy nagranie z kamer? – spytał po chwili
 - Na razie bez podpowiedzi. – kobieta pokręciła przecząco głową
 - Dobrze Holmesie! – mężczyzna zrobił zdjęcie sufitu
Kobieta wstała i skręciła w lewy korytarz, był dość ciasny jak dla niej. Po bokach stały drzwi prowadzące do pokojów uczniów akademii. Większość z nich była wywarzona z zawiasów, na innych z kolei Luka zauważyła kolejny krwawy ślad. Odcisk dłoni albo raczej łapy lub też czegoś pośredniego. Delikatne zadrapania, pazury ledwo musnęły drewno. Najwidoczniej przeciwnik jedynie się na nich oparł pozostawiając po sobie koszmarną wizytówkę. Delikatnie stawiała stopy starając się nie nadepnąć na żadne z ciał. Przy rozwidleniu zauważyła trupa sprzątaczki albo raczej jedynie część jej zwłok. Druga leżała kilkanaście metrów dalej, kobieta wyłowiła ją wzrokiem dopiero po pokonaniu następnego zakrętu. Ofiary były rozsiane chaotycznie, po prostu spotykały napastnika i ginęły. Zmienny nie trudził się ani trochę zwyczajnie machał szponami na oślep. Luka dość długo oglądała zwłoki ciągnące się korytarzami części mieszkalnej, przełom nastąpił dopiero na podwórzu. Tutaj w wilgotnej ziemi, bestia pozostawiła po sobie na prawdę wspaniałe ślady. Były niezwykle wyraźnie, dziwnie rozmieszczone, sprawca tym razem musiał się nieco wysilić. Tym razem nie było tłoczno jak w ulu, ofiara miała dokąd uciec więc musiał się wstępnie trochę nabiegać. Buty aż lepiły się od krwi, jednak pomimo tylu śladów trudno jej było nawet oszacować czas zgonu uczniów i personelu. Tym razem kilku pracowników ochrony pilnujących podwórza padło ofiarą zmiennego. Wygryzione, a raczej wyrwane wraz ze skórą mięśnie, ślady zębów na wystających kościach. Niezbyt przyjemny widok dla osoby, która nie dawno jadła kolację. Na tę myśl Luka spojrzała na fotografującego miejsce zbrodni Redluma, wykonywał swoją pracę zawsze z tym samym stoickim i dziwnie niepokojącym spokojem. Nic nie było w stanie doprowadzić tego gościa do czegoś co niewinni mogą zwać obrzydzeniem, jedyne co powodowało u niego jakikolwiek strach to nieuzasadniona niczym fobia przed windami. Trawa była mokra jakby świeżo zroszona, ścieżka ułożona z kostki była w kilku miejscach popękana. Zmienny musiał znać się na mokrej robocie, zdołał uniknąć srebrnych kul, zabezpieczeń akademii. Wszedł tu jak do siebie dosłownie, odpalił grę i wziął kontroler do ręki. Zemsta dokonana, może wrócić do swoich jako bohater. Luka zacisnęła mocno pięść, nie mogła się doczekać kiedy wreszcie będzie mogła dopaść, brakowało jej nawet słów na określenie tej istoty. Jednak tak jak zwykle stłumiła wszystko w sobie, wyrzuciła ze swojej duszy jakiekolwiek uczucia, znów zmieniła się w bezwzględną maszynę do wykonywania rozkazów Rady. Dalej ścieżka prowadziła do następnej części akademii. Znajdowała się ta biblioteka oraz kafejka internetowa, jadalnia i inne cuda. Ale na dostęp do luksusu trzeba było sobie zasłużyć. Zresztą zawsze przydawało się to na wszelki wypadek gdyby jednak świat zewnętrzny koniecznie chciał się wtrącać, chodź jak na razie jeszcze się to nie zdarzyło. Niewiedza była błogosławieństwem i lepiej żeby niewinni nie mieszali się w odwieczną wojnę. Jednak czasem trudno było im to wytłumaczyć, byli niczym dzieci upierające się, że wrzątek wcale nie jest gorący.     



*********************************************************************************



Chłopak siedział w swojej celi, posłusznie spętany kajdanami. Dźwięczne i bardzo ciężkie łańcuchy trzymały mocno. Dziecko miało senne spojrzenie, podkrążone oczy i wbite wenflony w miejsca w których mieściły się najpotężniejsze w rękach żyły. Okolice było sine, ogólnie na jego ciele było pełno siniaków, trochę chirurgicznych blizn, pełno otarć i zadrapań. Gdyby zdjęto mu pęta od razu dały by się zauważyć ślady podobne do odparzeń. Co jak co cyrulicy nigdy nie szczędzili srebra. Chłopak rozejrzał się po jadowicie białym i sterylnym pokoju. Wlepił wzrok w przezroczystą ścianę dzielącą go od korytarza po którym przechadzali się strażnicy. Może dlatego cyrulicy nazywali to miejsce galerią, mogli przechadzać się najswobodniej w świecie i oglądać schwytane sztuki. Młodzik nie wiedział czy przebywanie tu miało być powodem do zmartwień czy też chwilową ulgą w cierpieniu. Ostatnia próba ucieczki nie skończyła się dla niego najlepiej. Rzucił jeszcze raz wzrokiem na te bezbarwną granice. Wbrew pozorom nie było to zwyczajne kruche szkoło, w przeciwnym wypadku każdy eksponat mógłby sobie od tak stąd wyjść. No może gdyby nie te łańcuchy. Był bardzo głodny, osłabiony nie miał szans na jakiekolwiek kombinowanie, mózg zużywał zdecydowanie za dużo kalorii. Może dlatego ostatnio tak często sypiał, w podziemnym laboratorium trudno zorientować się czy jest noc czy też dzień. Przynajmniej galeria mieściła się po niżej poziomu dostępnego dla tych tak zwanych niewinnych. Bydło na rzeź,  tańczyli dokładnie tak jak ci cholerni łowcy im zagrali. Dzieciak rozejrzał się jeszcze raz, szarpnął mocno swoimi więzami, rzucił się do przodu jakby w ostatniej desperackiej próbie. Łańcuchy napięły się mocno, oczywiście, że nie puściły. Były tak cholernie mocne, nie można ich było wygiąć, przepalić, przegryźć zębami. Nic, a nic. Jedyną nadzieją była magiczna karta z paskiem magnetycznym. Ale za nią niejedna istota oddałaby prawą dłoń sobie odciąć, ba, nawet sprzedałaby duszę. Znowu bezradnie opadł ziemie, łańcuchy zaraz przyciągnęły go do ściany, niczym bezlitośnie, chciwe dłonie wyłaniające się z mroku. Westchnął głośno, miejsca wkłuć zabolały go, zacisnął mocno wargi i powieki wykrzywił się w dziecięcym grymasie. Jak wtedy gdy przychodzisz do szczepienia, boli ale wiesz, że niedługo będzie po wszystkim, a ty przy odrobinie szczęścia nie złapiesz jakiegoś tam paskudztwa. Ale tutaj nie ma słowa po wszystkim. Szarpnął lewą ręką w akcie złości, oczywiście nic to nie dało. Zacisnął mocno zęby, po czym bezradnie rozluźnił wszystkie mięśnie i osunął się na podłogę. Plecy delikatnie dotknęły podłogi, był to dziwny materiał ni to zimny ni to ciepły. Jedyna neutralna rzec z w tym całym zakichanym kompleksie. Osłabienie dawało mu popalić, jego druga połowa domagała się swoich praw, żołądek zresztą też. Kolejna głodówka, ciekawe tylko w ramach czego. Zrobiłby teraz wszystko za coś do jedzenia. Marzył mu się ciepły posiłek. Domowe wspomnienia były nadal żywe i ciepłe chociaż martwi już domownicy nadal rysowali się w jego pamięci w postaci zakrwawionych i zmasakrowanych bestii. Pieprzeni łowcy! Chciał splunąć ale zaschło mu w ustach. Miejsca w których umiejscowione były wenflony znowu zabolały. Czy jego okres przydatności ograniczał się do czasu w którym jego ciało umiało przetrwać bez wody i pożywienia? Oparł się o ścianę próbując wstać, kulał trochę na lewą nogę. Wszystkie kończyny ścierpły mu od tego leżenia, najbardziej ręce uwięzione w srebrnym imadle. Wstał skacząc na jednej nodze, rozglądnął się dookoła. Szlak by to wszystko trafił. Próbował pokonać pewien dystans, ale z uszkodzoną nogą było to niemożliwe. Runął jak długi. Zaklął paskudnie po czym podniósł się na już i tak obtartych łokciach. Nagle poczuł coś dziwnego, uniósł prawą dłoń do góry na końcach palców zobaczył szpony. Nakrapiane kilkoma kroplami krwi, boleśnie wypełzły spod z skóry wbrew jego woli.
 - Cholera! – powiedział cicho sam do siebie – Przysięgam jak stąd wyjdę zamorduje was wszystkich. – zacisnął zęby ze złości
Zamontowana w rogu kamera zrobiła zbliżenie, ktoś się mu przyglądał. Dzieciak ostrożnie zerknął na przeklęte ustrojstwo. Niespodziewanie zauważył, że ktoś puka w szybę. Demon odziany w biały kitel, z psychopatycznym uśmieszkiem i strzykawką w ręce. Nagle otworzył oczy. Leżał w zupełnie innej pozycji, kamera działała jak zawsze, a na zewnątrz nikogo nie było. Przetarł zaspane oczy. Co to było? Urojenie, halucynacja? Przewrócił się na drugi bok. Przypomniał sobie jak próbował się udusić przy ich użyciu, po pierwsze brakowało mu odwagi by popełnić samobójstwo po drugie te hieny nie dały mu wystarczająco dużo czasu. Wyrywał sobie wenflony, kroplówki, strzykawki tyle razy. Krwawienie zawsze było silnie ale rana dość szybko się zasklepiała. Podcięcie sobie żył też nie wchodziło w grę, skończyło by się tym samym. Po za tym łańcuchy były teraz skrócone,  specjalnie dla niego. Szarpnął nimi mocno jeszcze raz. Oczywiście, że nie puściły. Były jakoś dziwnie skonstruowane, cała konstrukcja jeszcze w dodatku była ze srebra. Za cyrulikami musieli stać bogaci ludzie, skoro było ich stać na supernowoczesną broń i takie laboratoria. Łowcy zawsze mieli wyjątkowe poczucie estetyki, dawno zrezygnowali z ciemnych, wilgotnych lochów. Cela była sterylnie biała, korytarz kremowy, wszystkie elementy były symetryczne i pasowały do siebie. Chłopak rozejrzał się po swoim więzieniu po raz enty. Znowu poczuł niemiłe ukłucie w żołądku. Uderzył pięścią o podłogę, pazury wyskoczyły błyskawicznie na obydwu dłoniach. Uniósł je do góry i schował za siebie tak by nie zobaczyła go kamera. Już raz próbował swoich złodziejskich umiejętności z wytrychem ale kiepsko działają w zestawieniu z zamkiem magnetycznym. Zacisnął mocno powieki, siłą woli zagonił swojego wewnętrznego potwora powrotem do środka. Myślał, że wygrał ten pojedynek gdy nagle ogarnął go potworny ból w klatce piersiowej. Ogień rozpełzł się po całym ciele, nie mógł oddychać, chwycił się za rozpalone gardło po czym splunął fontanną krwi. Poczuł zapach wtłaczanego do celi gazu.

O mnie

Moje zdjęcie
Prosto ze świata ynaj, tu dla was. Otwieram wrota kluczem snów, byście zobaczyli to co widziały moje oczy. Dziewięć to liczba kocich żywotów, a także symbol wieczności. Nienawidzę: *mercepanu | *pedałów | *atesistów | *moherów | *rusków | *niemców | *bandy czworga | *królików | *wiewiórek | *palikota | *paszczurów | *polskiego systemu edukacji | *UE | *królików miniaturek | *czystej krwi | *zmierzchu | *pamiętników wampirów | *angielskiego | *amerykanów | *spongeboba | *substytutów megavideo (R.I.P) | *producentów nowego Crasha Bandicoota | *producentów nowego Jaka i Dextera | *Avatara |