Cytat na dziś

„- Ryba potrafiła przeskoczyć nad tamą. Ten wysiłek zamienił ją w smoka.“ - Gink-go „Księga Smoków“

wtorek, 28 lutego 2012

Dziewiąty krag Anubisa (1) - Krwawa galeria


Luka przekroczyła próg szerokim krokiem, obcas dźwięcznie zastukał o ziemię. Jej jadowite oczy natychmiast zauważyły krew, ten metaliczny posmak, który zdawał się być wrażeniem pomieszania zmysłu smaku i węchu, mogła poczuć już od samego wejścia. Mlasnęła głośno językiem, po czym przejechała nim po wszystkich górnych zębach z gracją i elegancją. Rozglądnęła się uważnie, przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła zawładnąć sobą swoim najpierwotniejszym zmysłom. Przez głowę przelatywały jej prawdopodobne wersje wydarzeń, coś lub też ktoś włamało się do środka. Przyklękła by zobaczyć zostawione na drewnianej podłodze ślady. We wszystkie pokojach uczniów były te same jasne panele, które ułożone sprawną ręką zdawały się być jedną spójną całością. Charakterystyczne zadrapania, ślady pazurów, których nie można porównać z żadnym konkretnym gatunkiem. Co najwyżej z bestią. Przejechała po nich palcami, żłobienia, gładkie rowki o chropowatych krawędziach.
 - Interesujące! – pomyślała
Obok rozciągała się plama krwi, dziecko ledwo zdążyło zobaczyć napastnika. Pazury przeorały jego gardło, fontanna krwi, jej ogrom, nieporównywalny z niczym innym. Jego wina, przy takim zagrożeniu trzeba uciekać najdalej jak się potrafi ale też skąd mogło ono wiedzieć z jak potężną istotą za chwilę się spotka. Za niewiedzę płaci się krwią. Zrobiła kilka kroków do przodu, wybita szyba, sprawca wszedł wybijając okno od zewnątrz. Dziwne, że nikt nie zauważył go wcześniej, taki hałas, nie wiarygodne, że żaden z nauczycieli nie uśmiercił potwora. Kim była owa kreatura? Jaką potęgą musiała dysponować? Chyba, że wróg był już wewnątrz ale przecież nie było to możliwe, nikt nie rozpoznał by bestii w ludzkiej skórze? Niemożliwe. Luka uspokoiła swoje myśli, mimo wewnętrznej paniki nie można było po niej niczego poznać, serce nadal biło tym samym, równym rytmem, a oddech był jak zawsze głęboki. Następne czerwone jezioro, kolejna ofiara głupoty i ciekawości.
 - Spoczywaj w pokoju! – szepnęła cicho kobieta po czym z największą starannością przeżegnała się
Wstała z wielką elegancją, przymrużyła lekko oczy mimo iż nie było takiej potrzeby. Poczuła w sercu smutek ale zaraz go odrzuciła, na żałobę przyjdzie odpowiedni moment, nie czas trwonić łzy gdy robota czeka. Wiecznie wyuczony fach łowcy, myśliwy stojący na straży niewinnych. Ile było w tym prawdy? Któż raczył to wiedzieć? We krwi odbity był ślad, niewyraźny i kruchy kształt, nachyliła się by lepiej mu się przyjrzeć. Noga napastnika, opatrzona w zestaw pazurów, o dziwnej ni to ludzkiej ni to zwierzęcej budowie. Wyglądała znajomo jednak Luka nie mogła dopasować jej do żadnej znajomej matrycy, która wykładowcy zwykli pokazywać wyświetlone na ścianie. Jej uszy wychwyciły ciche kroki partnera, ciężkie glany swobodnie stukały o ziemię. Redlum zapominał o ostrożności, odrzucał to co nieraz uratowało wielu łowców. Czarnowłosa postać wyglądnęła zza progu, oczy czarne jak śmierć, wargi wyschnięte niczym Sahara, przyjacielski wyraz twarzy i ta fryzura rodem z archiwum X. Redlum błysnął kobiecie po oczach fleszem, aparat miał akurat zawieszony na szyi, ciężkie staroświeckie pudło.
 - Znalazłaś coś? – zapytał zimnym tonem
 - Nic normalnego. – zażartowała unosząc głowę i wbijając wzrok w swojego partnera
 - Jak zawsze. – Redlum pstryknął następne zdjęcie
 - Ślady wskazują na to, że zmienny wszedł przez okno. – Luka położyła palec na ustach –Mammalia, ssakokształtny. – odwróciła się w stronę wybitej dziury
 - Z pewnością. – mężczyzna strzelił kolejną fotkę – Widziałaś korytarz? – psychopatycznie się uśmiechnął – Istna masakra rodem z umysłu japońskiego reżysera nisko budżetowych produkcji dla nekrofili. – zmarszczył brwi – No może bez przesady taki poziom to chyba za wysoka poprzeczka dla naszego nowego przyjaciela. – odwrócił się i spojrzał gdzieś przed siebie
 - Kolejny dowód na to, że nasza praca chyba nigdy się nie skończy. – westchnęła Luka – Są niczym hydra, co zabijemy jednego na jego miejsce wyrastają trzej jeszcze gorsi. – delikatnym krokiem wyszła z pokoju – I dokonują odwetu. – rzuciła swojemu partnerowi mdłe spojrzenie
Korytarz był usłany trupami, krwawy dywan sięgał od głowy jakiegoś dzieciaka, który leżał na progu pokoju, a kończyła się zwłokach dziewczynki o wspaniałych czarnych lokach, ta z kolei leżała przy drzwiach do wspólnej łazienki. Wielki krwisty znak, najprawdopodobniej próbowała je otworzyć. Większość ciał była po prosto rozpruta, uczniowie zmarli w wyniku wykrwawienia się i zadanych urazów. Nie była to fachowa diagnoza ale na patologa trzeba było jeszcze poczekać. Luka przykucnęła, zamoczyła wskazujący palec we krwi po czym roztwarła ją na swoich ciemnych, skórzanych rękawiczkach.
 - Nie rozumiem po co to robisz. – Redlum zrobił kolejne zdjęcie
 - Krew wiele mówi o człowieku, a jeszcze więcej o popełnionym czynie. -   uniosła głowę do góry – Zobacz na rozprysk na tej ścianie. – wskazała palcem na umazaną chaotyczną bieganiną kropek boazerię – Zmienny stał tutaj, miał jakieś ponad dwa i pół metra wzrostu. -  uniosła rękę do góry jakby symulując zadanie ciosu
 - Bydle. – odparł krótko jej partner
 - W znaczeniu wielkości czy skurwysyństwa? – Luka uśmiechnęła się
 - I to i to. – Redlum spojrzał w małe zawieszone prawie, że u sufitu lusterko również umazane krwią – Kiedy obejrzymy nagranie z kamer? – spytał po chwili
 - Na razie bez podpowiedzi. – kobieta pokręciła przecząco głową
 - Dobrze Holmesie! – mężczyzna zrobił zdjęcie sufitu
Kobieta wstała i skręciła w lewy korytarz, był dość ciasny jak dla niej. Po bokach stały drzwi prowadzące do pokojów uczniów akademii. Większość z nich była wywarzona z zawiasów, na innych z kolei Luka zauważyła kolejny krwawy ślad. Odcisk dłoni albo raczej łapy lub też czegoś pośredniego. Delikatne zadrapania, pazury ledwo musnęły drewno. Najwidoczniej przeciwnik jedynie się na nich oparł pozostawiając po sobie koszmarną wizytówkę. Delikatnie stawiała stopy starając się nie nadepnąć na żadne z ciał. Przy rozwidleniu zauważyła trupa sprzątaczki albo raczej jedynie część jej zwłok. Druga leżała kilkanaście metrów dalej, kobieta wyłowiła ją wzrokiem dopiero po pokonaniu następnego zakrętu. Ofiary były rozsiane chaotycznie, po prostu spotykały napastnika i ginęły. Zmienny nie trudził się ani trochę zwyczajnie machał szponami na oślep. Luka dość długo oglądała zwłoki ciągnące się korytarzami części mieszkalnej, przełom nastąpił dopiero na podwórzu. Tutaj w wilgotnej ziemi, bestia pozostawiła po sobie na prawdę wspaniałe ślady. Były niezwykle wyraźnie, dziwnie rozmieszczone, sprawca tym razem musiał się nieco wysilić. Tym razem nie było tłoczno jak w ulu, ofiara miała dokąd uciec więc musiał się wstępnie trochę nabiegać. Buty aż lepiły się od krwi, jednak pomimo tylu śladów trudno jej było nawet oszacować czas zgonu uczniów i personelu. Tym razem kilku pracowników ochrony pilnujących podwórza padło ofiarą zmiennego. Wygryzione, a raczej wyrwane wraz ze skórą mięśnie, ślady zębów na wystających kościach. Niezbyt przyjemny widok dla osoby, która nie dawno jadła kolację. Na tę myśl Luka spojrzała na fotografującego miejsce zbrodni Redluma, wykonywał swoją pracę zawsze z tym samym stoickim i dziwnie niepokojącym spokojem. Nic nie było w stanie doprowadzić tego gościa do czegoś co niewinni mogą zwać obrzydzeniem, jedyne co powodowało u niego jakikolwiek strach to nieuzasadniona niczym fobia przed windami. Trawa była mokra jakby świeżo zroszona, ścieżka ułożona z kostki była w kilku miejscach popękana. Zmienny musiał znać się na mokrej robocie, zdołał uniknąć srebrnych kul, zabezpieczeń akademii. Wszedł tu jak do siebie dosłownie, odpalił grę i wziął kontroler do ręki. Zemsta dokonana, może wrócić do swoich jako bohater. Luka zacisnęła mocno pięść, nie mogła się doczekać kiedy wreszcie będzie mogła dopaść, brakowało jej nawet słów na określenie tej istoty. Jednak tak jak zwykle stłumiła wszystko w sobie, wyrzuciła ze swojej duszy jakiekolwiek uczucia, znów zmieniła się w bezwzględną maszynę do wykonywania rozkazów Rady. Dalej ścieżka prowadziła do następnej części akademii. Znajdowała się ta biblioteka oraz kafejka internetowa, jadalnia i inne cuda. Ale na dostęp do luksusu trzeba było sobie zasłużyć. Zresztą zawsze przydawało się to na wszelki wypadek gdyby jednak świat zewnętrzny koniecznie chciał się wtrącać, chodź jak na razie jeszcze się to nie zdarzyło. Niewiedza była błogosławieństwem i lepiej żeby niewinni nie mieszali się w odwieczną wojnę. Jednak czasem trudno było im to wytłumaczyć, byli niczym dzieci upierające się, że wrzątek wcale nie jest gorący.     



*********************************************************************************



Chłopak siedział w swojej celi, posłusznie spętany kajdanami. Dźwięczne i bardzo ciężkie łańcuchy trzymały mocno. Dziecko miało senne spojrzenie, podkrążone oczy i wbite wenflony w miejsca w których mieściły się najpotężniejsze w rękach żyły. Okolice było sine, ogólnie na jego ciele było pełno siniaków, trochę chirurgicznych blizn, pełno otarć i zadrapań. Gdyby zdjęto mu pęta od razu dały by się zauważyć ślady podobne do odparzeń. Co jak co cyrulicy nigdy nie szczędzili srebra. Chłopak rozejrzał się po jadowicie białym i sterylnym pokoju. Wlepił wzrok w przezroczystą ścianę dzielącą go od korytarza po którym przechadzali się strażnicy. Może dlatego cyrulicy nazywali to miejsce galerią, mogli przechadzać się najswobodniej w świecie i oglądać schwytane sztuki. Młodzik nie wiedział czy przebywanie tu miało być powodem do zmartwień czy też chwilową ulgą w cierpieniu. Ostatnia próba ucieczki nie skończyła się dla niego najlepiej. Rzucił jeszcze raz wzrokiem na te bezbarwną granice. Wbrew pozorom nie było to zwyczajne kruche szkoło, w przeciwnym wypadku każdy eksponat mógłby sobie od tak stąd wyjść. No może gdyby nie te łańcuchy. Był bardzo głodny, osłabiony nie miał szans na jakiekolwiek kombinowanie, mózg zużywał zdecydowanie za dużo kalorii. Może dlatego ostatnio tak często sypiał, w podziemnym laboratorium trudno zorientować się czy jest noc czy też dzień. Przynajmniej galeria mieściła się po niżej poziomu dostępnego dla tych tak zwanych niewinnych. Bydło na rzeź,  tańczyli dokładnie tak jak ci cholerni łowcy im zagrali. Dzieciak rozejrzał się jeszcze raz, szarpnął mocno swoimi więzami, rzucił się do przodu jakby w ostatniej desperackiej próbie. Łańcuchy napięły się mocno, oczywiście, że nie puściły. Były tak cholernie mocne, nie można ich było wygiąć, przepalić, przegryźć zębami. Nic, a nic. Jedyną nadzieją była magiczna karta z paskiem magnetycznym. Ale za nią niejedna istota oddałaby prawą dłoń sobie odciąć, ba, nawet sprzedałaby duszę. Znowu bezradnie opadł ziemie, łańcuchy zaraz przyciągnęły go do ściany, niczym bezlitośnie, chciwe dłonie wyłaniające się z mroku. Westchnął głośno, miejsca wkłuć zabolały go, zacisnął mocno wargi i powieki wykrzywił się w dziecięcym grymasie. Jak wtedy gdy przychodzisz do szczepienia, boli ale wiesz, że niedługo będzie po wszystkim, a ty przy odrobinie szczęścia nie złapiesz jakiegoś tam paskudztwa. Ale tutaj nie ma słowa po wszystkim. Szarpnął lewą ręką w akcie złości, oczywiście nic to nie dało. Zacisnął mocno zęby, po czym bezradnie rozluźnił wszystkie mięśnie i osunął się na podłogę. Plecy delikatnie dotknęły podłogi, był to dziwny materiał ni to zimny ni to ciepły. Jedyna neutralna rzec z w tym całym zakichanym kompleksie. Osłabienie dawało mu popalić, jego druga połowa domagała się swoich praw, żołądek zresztą też. Kolejna głodówka, ciekawe tylko w ramach czego. Zrobiłby teraz wszystko za coś do jedzenia. Marzył mu się ciepły posiłek. Domowe wspomnienia były nadal żywe i ciepłe chociaż martwi już domownicy nadal rysowali się w jego pamięci w postaci zakrwawionych i zmasakrowanych bestii. Pieprzeni łowcy! Chciał splunąć ale zaschło mu w ustach. Miejsca w których umiejscowione były wenflony znowu zabolały. Czy jego okres przydatności ograniczał się do czasu w którym jego ciało umiało przetrwać bez wody i pożywienia? Oparł się o ścianę próbując wstać, kulał trochę na lewą nogę. Wszystkie kończyny ścierpły mu od tego leżenia, najbardziej ręce uwięzione w srebrnym imadle. Wstał skacząc na jednej nodze, rozglądnął się dookoła. Szlak by to wszystko trafił. Próbował pokonać pewien dystans, ale z uszkodzoną nogą było to niemożliwe. Runął jak długi. Zaklął paskudnie po czym podniósł się na już i tak obtartych łokciach. Nagle poczuł coś dziwnego, uniósł prawą dłoń do góry na końcach palców zobaczył szpony. Nakrapiane kilkoma kroplami krwi, boleśnie wypełzły spod z skóry wbrew jego woli.
 - Cholera! – powiedział cicho sam do siebie – Przysięgam jak stąd wyjdę zamorduje was wszystkich. – zacisnął zęby ze złości
Zamontowana w rogu kamera zrobiła zbliżenie, ktoś się mu przyglądał. Dzieciak ostrożnie zerknął na przeklęte ustrojstwo. Niespodziewanie zauważył, że ktoś puka w szybę. Demon odziany w biały kitel, z psychopatycznym uśmieszkiem i strzykawką w ręce. Nagle otworzył oczy. Leżał w zupełnie innej pozycji, kamera działała jak zawsze, a na zewnątrz nikogo nie było. Przetarł zaspane oczy. Co to było? Urojenie, halucynacja? Przewrócił się na drugi bok. Przypomniał sobie jak próbował się udusić przy ich użyciu, po pierwsze brakowało mu odwagi by popełnić samobójstwo po drugie te hieny nie dały mu wystarczająco dużo czasu. Wyrywał sobie wenflony, kroplówki, strzykawki tyle razy. Krwawienie zawsze było silnie ale rana dość szybko się zasklepiała. Podcięcie sobie żył też nie wchodziło w grę, skończyło by się tym samym. Po za tym łańcuchy były teraz skrócone,  specjalnie dla niego. Szarpnął nimi mocno jeszcze raz. Oczywiście, że nie puściły. Były jakoś dziwnie skonstruowane, cała konstrukcja jeszcze w dodatku była ze srebra. Za cyrulikami musieli stać bogaci ludzie, skoro było ich stać na supernowoczesną broń i takie laboratoria. Łowcy zawsze mieli wyjątkowe poczucie estetyki, dawno zrezygnowali z ciemnych, wilgotnych lochów. Cela była sterylnie biała, korytarz kremowy, wszystkie elementy były symetryczne i pasowały do siebie. Chłopak rozejrzał się po swoim więzieniu po raz enty. Znowu poczuł niemiłe ukłucie w żołądku. Uderzył pięścią o podłogę, pazury wyskoczyły błyskawicznie na obydwu dłoniach. Uniósł je do góry i schował za siebie tak by nie zobaczyła go kamera. Już raz próbował swoich złodziejskich umiejętności z wytrychem ale kiepsko działają w zestawieniu z zamkiem magnetycznym. Zacisnął mocno powieki, siłą woli zagonił swojego wewnętrznego potwora powrotem do środka. Myślał, że wygrał ten pojedynek gdy nagle ogarnął go potworny ból w klatce piersiowej. Ogień rozpełzł się po całym ciele, nie mógł oddychać, chwycił się za rozpalone gardło po czym splunął fontanną krwi. Poczuł zapach wtłaczanego do celi gazu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Prosto ze świata ynaj, tu dla was. Otwieram wrota kluczem snów, byście zobaczyli to co widziały moje oczy. Dziewięć to liczba kocich żywotów, a także symbol wieczności. Nienawidzę: *mercepanu | *pedałów | *atesistów | *moherów | *rusków | *niemców | *bandy czworga | *królików | *wiewiórek | *palikota | *paszczurów | *polskiego systemu edukacji | *UE | *królików miniaturek | *czystej krwi | *zmierzchu | *pamiętników wampirów | *angielskiego | *amerykanów | *spongeboba | *substytutów megavideo (R.I.P) | *producentów nowego Crasha Bandicoota | *producentów nowego Jaka i Dextera | *Avatara |