Pociąg jechał spokojnie, swoim ostrym dziobem przecinając
szarość jesieni starego świata. Kształty przemijały w oknie niczym kolejne
epoki w książkach opowiadających o zamierzchłych czasach gdy nie było jeszcze
krwi, która dziś napędza naszą cywilizację, z tym pociągiem włącznie. Czerwone,
ciężkie zasłonki zakrywały część przeźroczystego medium. Mała półeczka
wysunięta na miejsce gdzie z reguły jest parapet. Wnętrze urządzone w starym
przedwojennym stylu, a może po prostu naprawdę było takie wiekowe. Szarość
mijała w oknie, mokro, liście skropionych obfitą ulewą, z powodu gnicia
straciły swój urok. Pociąg jednak nie mógł być równie stary co wypełniające go
detale, należał do nowoczesnej klasy szybkich ekspresów, które nie podskakiwały
na szynach. Było to bardzo wygodne ale przez to środek transportu tracił
swój urok, dawniej człowiek wychodząc z wagonu chwiał się na nogach, a w uszach
wciąż słyszał charakterystyczny wybijany kołami rytm. Nie mówiąc o innych
rzeczach, chociaż z drugiej strony jeśli tak bardzo się za tym tęskniło
wystarczyło wyjechać w miejsce będące geograficznym środkiem starego świata,
które mimo wszystko było jej sercu tak drogie. Luka opierała łokieć na
pseudo-parapecie, wytężała swoje bystre oczy usiłując znaleźć jakąkolwiek
wskazówkę. Wpatrywała się w rozrysowane poszlaki, na następnej stronie był plan
i rozmieszenie ważniejszych elementów. Na pozostałych stronicach prezentowały
się notatki ubarwione dodatkowo szarymi obrazkami nakreślonymi ołówkiem. Papier
nowy i pachnący, szorstki w dotyku, niebieska okładka, przyjemnie chłodna.
Kobieta nie mogła oderwać wzroku od plączących się jej już liter. Zamrugała
gwałtownie oczami, dodatkowe symbole zniknęły. Potrząsnęła gwałtownie łbem,
zupełnie jak gdyby chciała dać znać balansującym szarym komórkom, że czas już
skończyć te studencką imprezę. Patrzyła na wypisane w szeregu imiona, gdy nagle
coś wyrwało ją z jej rozmyślań. Redlum odsunął drzwi prowadzące do wnętrza
przedziału. Wrota elegancko i gładko rozsunęły się, mężczyzna wsadził łeb do
środka niczym lis sprawdzający obecność borsuka w swoim nowym lokum.
- Nie przeszkadzam? –
uśmiechną się psychopatycznie po czym ostrożnie zamknął za sobą drzwi – Co
porabiasz? – odwrócił się w jej stronę
- Rozmyślam. –
odpowiedziała Luka nie odrywając wzroku od zapisanych kartek – Te istoty są w
dziwny sposób połączone. Czuje to w samym zapachu tego papieru. – przygryzła
końcówkę ołówka
- Połączone? – Redlum
usiadł naprzeciw swojej partnerki z gracją słonia w składzie porcelany
- Tak! – kobieta
podniosła zielone oczy znad kartki – Przeczytać ci je po kolei? – zaproponowała
przyjaznym gestem dłoni
- Jasne! – mężczyzna
splótł dłonie na potylicy
- Słuchaj uważnie. –
Luka machnęła ołówkiem – Zacznę od początku. – nabrała powietrza w płuca – Achlys
Graía, Natalia Szepszyńska, Ursula Eibwen Benita Maganda,
Ira Rohkea,
Seth White – skończyła wymieniać przełknęła głośno ślinę – Sprawdziłam ich w
bazie danych na tyle na ile dowództwo pozwoliło mi zajrzeć w akta. Nic
specjalnego zwyczajni łowcy będący przerzuceni akurat tutaj. – oparła się na
miękkim siedzeniu
- Nie do końca. –
dodał po chwili Redlum – Wiesz dlaczego zbadałem ciało tego ostatniego przed
patologiem? – nachylił się by Luka mogła lepiej go słyszeć – Był kiedyś dowódcą
mojego oddziału, kiedy jeszcze jako trzymany na smyczy młokos uganiałem się za
wróżkami z Piotrusia Pana. – pstryknął palcami – Nazywali go Brytyjskim
Wilkiem. Ale tak naprawdę wszyscy wołali na niego Astorat. – strzelił kośćmi
- Każdy łowca ma trzy
imiona. – kobieta wbiła wzrok w swoje niewyraźne odbicie w oknie – To, które
nadają mu rodzice bo jest ono związane z jego pochodzeniem to, które otrzymuje
po przysiędze przed Radą i które zostaje wyryte na plakietce oraz to, które
otrzymuje od pozostałych łowców. – przez głowę przeleciało jej kilka wspomnień
– Shari, Anastasia, Fushi, Ian, Doom, Astorat. – przeczytała kolejną notatkę ze
swojej kartki
- Wiesz, że łamiemy
tabu. – zaśmiał się Redlum
- Oni nie żyją. Dla
nich to już bez znaczenia. – odparła jego partnerka
- Ale to mimo
wszystko jest coś czego nie chcesz poznać. – zerknął na odsłonięty kobiecy
biust niby w zboczonym geście chociaż tak naprawdę szukał łańcuszka na którym
zawieszony był jej identyfikator – Jeszcze nie licząc tylu fałszywych nazwisk,
które dostawaliśmy po każdym przeniesieniu. – uśmiechnął się do swoich
wspomnień
- Za życia to jest
tabu ale po śmierci musimy znać prawdziwą tożsamość ofiary. – zakryła pierś
notesem – Przecież nikt poza Radą nie pozna twojego prawdziwego imienia. –
zastukała kilka razy okładką o kolano
- Może i masz rację.
– Redlum gwałtownie odskoczył wzrokiem gdzieś indziej
Zapadła chwila ciszy, kobieta pilnie skrobała coś na jeszcze
nie zapisanych kartkach. W ciszy pracowała przez kilka minut gdy nagle jej oczy
krzyknęły „Eureka!”, jednak twarz nadal pozostała tak samo zapatrzona w jesień
co przedtem.
*****************************************************************************
Dowódca jeszcze raz uderzył więźnia w twarz. Srebrny stołek
do którego był przywiązany zachwiał się wydając dźwięczny odgłos. Poleciały
kolejne krople krwi, które z wdziękiem rozmyły się w powietrzu. Czas dosłownie
zatrzymał się kiedy świszcząca czerwona posoka oderwała się od ciała pod
wpływem siły ciosu. Wyprowadzona do przodu pięść zdawała się być twardsza od
skał, szczególnie wystające stawy łączące palce z resztą. Wyobraźnia ustąpiła
miejsca prawom fizyki i wszystko gwałtownie ruszyło do przodu. Stołek i więzień
powrócili do pionu, a na twarzy oprawcy wymalował się grymas zmęczenia.
- Świetnie! – szepnął
kat pod nosem – To dla mojej osobistej refleksji. – uśmiechnął ię niczym
wygłodniała hiena – Środek powinien już zacząć działać – spojrzał na
oryginalnego rolexa
Więzień spojrzał na niego półprzytomnym wzrokiem,
rzeczywiście odpowiednio opracowany środek uderzył mu nieźle do głowy,
wyszarpywał mu wszystkie jego sekrety, targał wnętrznościami.
- A więc zacznijmy od
początku! – łowca sprawujący chyba jakąś wyższą funkcję – W jednym z ośrodków w
trakcie likwidacji, mieszczącym się nie powiem gdzie. – wyszczerzył jeszcze raz
wybielane laserem szkliwo – Doszło do nie miłego incydentu przez którego
straciliśmy wielu ludzi i wszystko wskazuje na to, że to twoja sprawka. –
zerknął na jakąś dokumentację – Po laboratorium szalał dość nietypowy zmienny,
którego nie pozwolono nam zabić. – zakaszlał – Pochwycenie go żywcem było
praktycznie niemożliwością, bo jak dorwać cel przekraczający barierę dźwięku.
Sprzęt nie był na to przygotowany, więc futrzak narobił wielu zniszczeń. – oczyma
wyobraźni przywołał to co zostało z niedoszłego pola bitwy – Ale dorwałem
skurwiela! – zacisnął mocno pięści jakby w akcie zwycięstwa – Przyśpieszył
trochę procedury prawne
- Anubisa. – wtrącił
więzień
- Kogo? – odparł
zdziwiony łowca
- Boga umarłych. –
doktorek zaśmiał się lekko
- Masz na myśli tę
przerośniętą kupę kłaków. – oprawca uśmiechnął się od ucha do ucha – Przyznaję
było trudno ale bez wyzwań nie ma zabawy, czyż nie? – skrzyżował ręce na
piersiach – Nazwałeś go Anubis, co? – łowca uniósł jedną z kart raportu do góry
jego oczom ukazały się jakieś zdjęcia
- Nie ja, a historia.
– odpowiedział więzień – Legendy w które się nie wierzy bo są one zbyt okropne
by chcieć ich słuchać ale mimo to one istnieją. – uniósł głowę do góry po czym
zmrużył oczy pod wpływem ostrego światła lampy – A ja po prostu chciałem jedną
przetestować i zdarzył się mały wypadek. – zmarszczył krzaczaste brwi
- Legenda? – łowca
próbował wyłuskać z jego wypowiedzi jakieś proste i przydatne informację –
Twoja legenda odgryzła ci nogę. – zerknął na najgłębszą z blizn pozostawioną na
ciele uczonego
- Legenda dziewięciu.
– cyrulik uśmiechnął się jeszcze szerzej niż jego oprawca – Znalazłem w niej
ziarenko prawdy, które jeśli zakiełkuje zniszczy nasz świat niczym baobab
planetę małego księcia. – zrobił krótką pauzę – Pracowałem nad nią w imię nauki
i trochę też własnej ciekawości. – skrzywił się niczym małe, marudne dziecko
- Chodzi ci o tę
bajkę o Atlantydzie i Horusie. – jego oprawca spojrzał na niego z
niedowierzaniem - I co ten twój Anubis ma z nią niby wspólnego? – dowodzący
wyciągnął notes i długopis
- Jest jej żywym
przedstawicielem oczywiście. – odparł doktorek – Wszystko zaczęło się około
pięciu lat temu gdy badałem płody zmiennych, odkryłem wtedy coś bardzo
dziwnego. – wbił spojrzenie w piszącego łowcę – Jak wszyscy łowcy wiedzą
zmienni w łonie matki nie rozwijają się, ujmijmy to w ten sposób, pod swym
ludzkim kątem. – wypuścił głośno powietrze z płuc – Dlatego przeprowadza się na
nich różnego rodzaju doświadczenia, dzięki którym poznajemy genezę tych istot.
W szczególności ich ewolucyjne korzenie. – odwrócił głowę przyciągnięty jakimś
nieznanym dźwiękiem niczym polujący drapieżnik – Znalazłem wtedy pewnego
ciekawego zmiennego. Mammalia, który wyglądał niczym skrzyżowanie szakala, okapi
i oryksa. – zrobił krótką pauzę – Jego budowa, D.N.A wszystko było niezwykle
anormalne i tak fascynujące. – westchnął – Zbadałem tę istotę dokładniej. I gdy
nagle przybył, do tego umierającego laboratorium, pan Anubis. Znalazłem pewne
powiązania przy próbkach jego krwi. To nie są zwykli zmienny.– spojrzał w oczy
łowcy – Znalazłem też pewne wzmianki o istocie obecnej w egipskiej mitologii, wykazującej podobne cechy. Dlatego tak
właśnie nazwałem ten pierwszy obiekt, od imienia tego bóstwa - Set. – nabrał wielki haust powietrza
zupełnie jakby miał problemy z oddychaniem – Próbowałem stworzyć embrion, który
rozwiną by się tak jak on. Niestety za nic nie chciało mi się udać. Moje
wieloletnie doświadczenie inżyniera genetycznego nie miało najmniejszego
znaczenia. Ta kreatura odmawiała wszelkiej współpracy. Oczywiście pracowałem
nad tym w ścisłej tajemnicy gdyż nie chciałem czuć na swoich plecach gorącego
oddechu Rady. – zaśmiał się – Dopiero gdy zacząłem eksperymentować z obydwoma
próbkami coś zaczęło mi wychodzić – rozmarzonymi oczami przeczesał
pomieszczenie - Oczywiście były to organizmy zbyt niebezpieczne by pozwolić im
żyć.– dodał po chwili – Potem widząc w jakim stanie był ten dzieciak zabrałem
go stamtąd. Wkrótce i tak przenieśli by wszystkich do jakiegoś waszego obozu
koncentracyjnego, być może nawet na samą Annaru. – cyrulik oburzył się
- Wyspę śmierci. –
wtrącił łowca – Najbardziej tajemnicze miejsce na ziemi. – odłożył długopis na
bok
- Dokładnie. –
doktorek przywołał we wspomnieniach transporty trupów porównywane do tych z II
wojny światowej - Jednak nie miałem wtedy pewności więc użyłem kilku środków
pobudzających by wywołać w miarę kontrolowaną przemianę, co skończyło się jak
się skończyło – uczony pokręcił przecząco głową – Oni się odradzają! – spojrzał
na swojego niedoszłego oprawcę
- Oni? – odparł niedowiarek
- Ci sami, którzy
zatopili Atlantydę. – cyrulik spojrzał na swoją brakującą nogę