Luka przeglądała jeszcze miejsce zbrodni. Koroner miał
przybyć dosłownie za chwilę, jak to w krajach anglosaskich nakazywało prawo.
Oczywiście był to odpowiedni człowiek, zaznajomiony z tematem poszarpanych i
przeżutych ciał. Na nagraniu zauważyła coś dziwnego, postanowiła to sprawdzić. Przymrużyła oczy
pod wpływem ostrego światła, było o wiele potężniejsze niż to w małym
pomieszczeniu przeznaczonym na rzeczy natury technicznej. Szła delikatnym
krokiem, niczym wiatr, prawie bezgłośnie. Lata doświadczenia robiły swoje. Ona
i Redlum nie byli jeszcze w sektorze nauczycielskim, do którego właśnie
zmierzali. Jednak mężczyzna miał ważniejsze zajęcie, kłócił się z nie do końca
działającym automatem do napojów. W końcu
w finalnym geście złości, kopnął urządzenie tak, że już na pewno nie nadawało
się do użytku. Fuknął niczym urażony święty kot, wpakował ręce do kieszeni
długiego płaszcza po czym poczłapał za swoją partnerką. Szli przez chwilkę
milczeniu przez wspaniałe jasne korytarze. Podłoga byłą na pewno z jakiegoś
drogiego materiału, ściany były marmurowe. Stało tam pełno wspaniałych rzeźb,
kwiatów oraz różnych innych rzeczy, które miały uczynić akademie piękną. Korytarze
były szerokie, pełne wręcz świeżego powietrza. Może jedynie co poniektóre
zwłoki psuły ten wspaniały urok. Redlum trochę poweselał. Rzucił swojej
partnerce figlarne spojrzenie ale kobieta nawet nie zwróciła na niego uwagi,
nadal pozostała zimna. Mężczyzna nie miał zamiaru więcej próbować. Stawiał
ciężkie kroki swoimi wielkimi buciorami. W końcu Luka uniosła dłoń, obydwoje
zatrzymali się w miejscu. Zerknęła w lewo na wyważone drzwi. Ciężkie dębowe
wrota skończyły jako kupa połamanych drzazg. Weszli do środka pomieszczenia. Na
środku leżało tylko jedno ciało, krew która wsiąkła w dywan zdążyła już
sczernieć. Kobieta była ułożona jakby w agonii, z śmiertelnym grymasem na
twarzy, tym który wyrażał ból i strach, który pojawiał się czasem w sercach
słabszych łowców.
- Wiesz, że to już
czwarte ciało ułożone w takiej pozycji. – uklękła przy ciele – Albo inaczej. –
przymknęła na chwilę oczy – Wyróżnione w ten sposób. – kątem oka dojrzała
blaszkę do identyfikacji, którą posiadał każdy łowca, tutaj celowo została ona
umazana we krwi i wciśnięta nieboszczce w ręce – Chodź tu na chwilę. –
przywołała gestem swojego partnera – Popatrz tutaj! – wskazała palcem plakietkę
- Co tam masz? –
uradowany łowca podbiegł szybkim krokiem
- Zauważyłeś, że
pozostałe „wyróżnione” osoby też miały na siłę wciśnięte swoje identyfikatory.
– Luka spojrzała w oczy Redluma
- Bardziej mi się
podobały ich pocięte gardełka ale dobra mogę zacząć zwracać uwagę na detale. –
wzruszył ramionami i pochylił się nad ciałem
- Zobaczmy co to
jest! – kobieta jedynie westchnęła i wyszarpała z zimnych zastygniętych dłoni
interesujący ją przedmiot – Ciekawy? – podetknęła mu przedmiot prosto pod nos
- Nawet nie wiesz jak
bardzo! – Redlum psychopatycznie się uśmiechnął
- Co my tu mamy? –
Luka udawał, ze tego nie zauważyła – Benita – przeczytała głośno – Ładne imię.
– kątem oka spojrzała na swoją plakietkę zawierającą jej dane osobowe, jej
serce gwałtownie zabiło ale nie dala niczego po sobie poznać
- Z tego co pamiętam
pierwsza ofiara nazywała się chyba Achlys – wtrącił mężczyzna
- Zajeżdża Grecją. –
Luka odwróciła się by spojrzeć w twarz mężczyzny – Patrzyłeś na jej identyfikator?
– odparła zdziwionym tonem – Nie poznaje cię! Przecież ty nie zwracasz uwagi na
subtelności. – zażartowała rozbawiony tonem
- Zerknąłem kątem
oka. – Redlum odwzajemnił uśmieszek
- Trzeba sprawdzić
pozostałe wyróżnione ciała. – kobieta spojrzała w szkliste oczy trupa – Widać,
że została tu przytargana pośmiertnie. – zamknęła oczy martwej łowczyni – By to
stwierdzić wystarczy wiedza z książek Agathy Christie. – zwróciła uwagę na
śmiertelną ranę – Trzeba dokładnie przyjrzeć się wszystkim szczegółom, detalom.
– spojrzała na przesiąknięty krwią dywan
- Detale i detale. –
prychnął mężczyzna – Nie lepiej po prostu znaleźć i kropnąć tego gostka. –
dmuchnął sobie w twarz tak by odgarnąć spadający kosmyk włosów
- Ciekawią mnie
motywy jakimi się kierują takie kreatury. – Luka wstała z wielką gracją
- Są po prostu tymi
złymi. – Redlum skrzyżował ręce na piersi – Bestie z reguły mordują, raczej
długo nad tym nie myślą tylko puszczają wodze swojej fantazji. – wyciągnął
kieszeni malusieńką cyfrówkę – Zdjęcie na pamiątkę? – zrobił słodkie oczy
Luka pominęła jego pomysł milczeniem, które zdawało się być
ostre niczym ostrze. Spojrzała na swojego partnera w ten sam charakterystyczny
sposób, mdły i obojętny wzrok pozbawiony smaków życia. Wskazała mu ręką
kierunek wyjścia. Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Urządzony w starym
stylu, na środku prezentował się wspaniały i za pewne dość drogi dywan, przy
ścianach stały wiekowe, drewniane meble. Na stoliku stała nadal zapalona lampka
o niebieskim żyrandole ozdobionym czarnymi konturami mającymi przywodzić na
myśl kształty motylich skrzydeł. Na toaletce stały przybory do malowania się,
białe drzwi o złotej klamce do prywatnej łazienki były uchylone. Delikatnym
krokiem opuściła pomieszczenie po czym udała się dalej. Szli długo przez
korytarz., zanim dotarli do następnego wybranego ciała. Następne imię Ira jakiś
tam, nazwisko tego gościa brzmiało dość dziwnie. Następna osoba znajdowała się
tuż za zakrętem. Na środku placu pełnego wejść do ogrodu, który tak naprawdę po
zmroku stawał się niezwykle groźnym torem przeszkód, gdzie młodzi adepci
wielowiekowej tradycji ćwiczyli swe umiejętności. Na środku leżały kolejne
zwłoki mężczyzny, ułożone w podobnej pozie co poprzednie. Plakietka umaczana w
krwi, znów była wciśnięta w dłoń ofiary.
- Seth.White – mężczyzna
odczytał po cichu inskrypcję wyrytą na identyfikatorze
Redlum przyklęknął na błyszczącej posadzce. Przekrzywił łeb
i popatrzył na poszarpanego nieboszczyka wzrokiem głodnej modliszki. Podrapał
się po kudłate czuprynie po czym ubrał białą gumową rękawiczkę. Rosnąca
ciekawość zmusiła go do przestrzegania procedur, które zazwyczaj miał gdzieś.
Facet powyżej trzydziestki, łysy, ubrany w swój skórzany uniform. Dodatkowo
umazany krwią, po śladach można było zobaczyć jak delikwent został
przeciągnięty spory kawałek. Na wypolerowanej posadzce był to po prostu raj dla
oczu Redluma. Lubił zwyczajną, prostą masakrę. Nie miał najmniejszej ochoty na
seryjnego artystę zostawiające wspaniałe ciała w dobrze zaplanowanych
miejscach. Łamigłówki nie były jego specjalnością, był zwykłym, no może nie do
końca zwykłym łowcą. Nałożył drugą rękawiczkę udając doktorka z jednego z tych
kiepskich horrorów o dentystach mordercach.
- Dlaczego akurat
tutaj? – Luka zadała dręczące ją pytanie
- Któremuś muszę się
przyjrzeć. – jej partner wzruszył ramionami
- Ale czemu akurat
temu? – powiedziała z udawanym zdziwieniem, ograniczanie i tłumienie emocji
miało swoje wady, wyrażanie ich stawało
się uciążliwie trudne
- Już dawno
wydłubałem fortunie oczy i od tamtej pory robi za boginię sprawiedliwości. –
Redlum wyszczerzył zębiska – Tak więc pozwól mi pracować. – puścił jej
porozumiewawcze oczko
*****************************************************************************
Cyrulik w panice przełączał jakieś przyciski na panelu
sterowania. Lekko zdenerwowany ale też podniecony wpatrywał się na swój nowy
nabytek.
- Wiedziałem! –
powiedział sam do siebie
W pośpiechu wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni białego
fartucha. Spojrzał na malutki wyświetlacz. Brak zasięgu.
- Cholera! – wbił
wzrok w pancerną szybę
Za nią stała jego obawa. Ogromny humanoidalny stwór. Zmienny
w całej swojej okazałości. Istota o cechach człowieka i zwierzęcia. Szakal o
czarnej sierści i tym wściekłym spojrzeniu. Zatrzymał się na chwilę, spojrzał
na ściany swojego więzienia, a potem znowu rozmył się niczym plama. Rozpędzał
się do chyba ponaddźwiękowych prędkości, no może to była przesada. Smuga jakby
malowanych w powietrzu jadowicie zielonych oczu i futra czarnego niczym
najgłębsze mroki nocy. Odbijała się ona od ściany do ściany doprowadzając
materiał na skraj wytrzymałości. Znów zatrzymała się na chwilę, promień
malowany jakby akwarelami. Ciało szakala zatrzymało się i smuga jakby strąciła
paliwo, kształt nabrał twardych, niemalże kłujących kontur. Bestia zaszczekała
niczym wściekły pies, obnażyła kły. Była nieźle wkurzona. Mimo ludzkie postawy
i sylwetki poruszanie się na czterech łapach nie stanowiło dla niej problemu. Doktorek
widząc, że sprzęt odmawia posłuszeństwa użył wewnętrznego telefonu, jednak
oznaczało to narażenie się na podsłuch. osób, które być może nie powinny
usłyszeć pewnych rzeczy. Wystukał w pośpiechu numer, znał go na pamięć.
Przyłożył toporną słuchawkę do ucha. Taka technologa, a nie mogliby zamontować
czegoś innego niż ten pieprzony automat. Nagle coś drgnęło, tynk się obsunął,
jakiś kabel wyskoczył za ściany. Anubis zaraz wedrze się do środka. Cyrulik
trzasnął słuchawką i w pośpiechu podszedł do drzwi. Na widok zamka od razu od
razu obmacał kieszenie. Identyfikator i karta. Odwrócił się gwałtownie,
zauważył swoją przepustkę leżącą na drugim końcu pomieszczenia. Zaklął głośno.
Galopem pokonał dzielącą go odległość, kątem oka zerknął na rozszalałą bestię.
Nie miał zamiaru jej powstrzymywać, po pierwsze mógłby nie zdążyć po drugie im
więcej roboty mieli ci pseudonaukowcy tym lepiej. Szybko dopadł drzwi
wyjściowych ale było już za późno. Szyba była wykonana z wyjątkowego materiału,
nie można było kupić jej w pierwszym lepszym sklepie. Ale na sekundę przed
katastrofą pojawiła się rysa, która z każdym uderzeniem serca pogłębiała się. W
końcu rozpędzona bestia wpadła do środka, utknęła, zakleszczyła się, wściekła
machała pazurzastymi łapami, szczekała z wściekłości, ślina kapał jej z pyska,
wciąż kłapała szczęką, białe kły błyskały niczym śmiercionośne szable. Zmienny
miotał się i wiercił by wydostać się z kleszczy. Wbił wściekłe spojrzenie w
swój cel, zaczął wiercić się z jeszcze
większą siłą. Doktorek w pośpiechu wstukał kod i otworzył drzwi w
ostatnie sekundzie. Wpadł szybko do środka, Anubis zderzył się z drzwiami. Pazury
przejechały po twardym materiale, blacha zakręciła się niczym masło nabierane
na nóż do smarowania. Bestia odeszła kilak kroków, zatoczyła nerwowy krąg.
Doktorek biegł nerwowo, serce mu łomotało i podchodziło do gardła. Kroki były
coraz mniej pewne, a krew dudniła mu w uszach, Jeszcze kilak metrów do wyjścia.
Drzwi wypadły z nawiasów, szakal położył ręce na pozostałościach po ramie na
której były zamontowane. Wyszczerzył zęby i zawarczał. Całe ciało spiął do
skoku, wyskoczył niczym kula wystrzelona z pistoletu. Plama rozlała się w powietrzu,
popędziła z zawrotną prędkością, szybciej niż zdążysz mrugnąć okiem. Ostre zęby
wgryzły się w ludzką nogę, biała sylwetka upadła na podłogę. Bestia szarpnęła
kilka razy łbem niczym wściekły pies, opadła na cztery łapy i trzymając swoją
zdobycz w stalowym uścisku poczęła posuwać się do tyłu, systematycznie wiercąc
łbem na prawo i lewo. Zębiska przebiły skórę i podziurawiły mięsnie, ból zalał
całe ciało ale doktorek zachowa odrobinę zimnej krwi. Wydobył z kieszeni mały
pistolecik i wycelował w ogromny psi łeb, niestety pociski nie były srebrne.
Strzał ogłuszył na chwilę Anubisa, który padł ogłuszony na chwilę. Cyrulik
wykorzystało, trzymając się ściany dopadł następnych drzwi. Otworzył je
najszybciej jak potrafił, w nerwach wykonując odpowiednie procedury. Trzęsącymi
się dłońmi zamknął ciężkie wrota. Uciekać? Jak? Gdzie? Jak przeżyć tak by nie
wydać swojego słodkiego sekretu na pastwę łowców? Przez głowę przelatywały mu
tysiące myśli, żołądek skurczył się kłując niemiłosiernie, skóra pociła się w
szybkim tempie. Kulejąc przeszedł następne pomieszczenie, biura i porozkładane
na biurkach komputery, na środku stał duży owalny stół i podostawiane do niego
krzesła, gdzieś na ścianie zawieszona był gładka tablica z podkładką na pisaki.
Kiedyś to miejsce tętniło życiem obecnie było równie puste co szklane oczy
porcelanowe lalki. Dotarł prawie, że do korytarza gdy nagle ból w nodze nasilił
się, zupełnie jak gdyby szakal miał w swoim posiadaniu jego laleczkę voodoo i
mężczyzna stracił równowagę. Anubis rozwalił kolejne drzwi, pociągnął powietrze
nosem, węch natychmiast złapał trop, lokalizacja ofiary była tylko kwestią
czasu. Doktorek zorientował się, że od paszczy potwora dzieli go tak niewiele.
Podniósł się szybko, serce waliło coraz mocniej, był niczym papuga zamknięta w
klatce w płonącym mieszkaniu. Co z tego, że masz skrzydła skoro i tak nie
możesz uciec?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz