Cytat na dziś

„- Ryba potrafiła przeskoczyć nad tamą. Ten wysiłek zamienił ją w smoka.“ - Gink-go „Księga Smoków“

wtorek, 28 lutego 2012

Dziewiąty krag Anubisa (2) - Wilk i cyrulik


Luka siedziała na skórzanym fotelu wpatrzona w zestaw monitorów. Redlum towarzyszył jej ale nie wydawał się być specjalnie zainteresowany treścią nagraną przez kamery. Bawił się kręcąc na stołku niczym małe dziecko. Odepchnął się nogami od ściany i zatoczył kolejne koło, kółka taniego chińskiego mebelka zaturkotały głośno.
 - Łiiiiii! – zawołał mężczyzna z bananem na twarzy
Luka pomimo wszystko zachowywała powagę. Skupionym wzrokiem obserwowała kolejne nagrania. W pewnym momencie mocno stuknęła palcem w klawiaturę, obraz zatrzymał się. Kobieta zbliżyła twarz do monitora. Przewróciła oczami po czym rzuciła swojemu partnerowi mdłe spojrzenie. Na ten widok Redlum natychmiast się zatrzymał, westchnął głośno po czym przysunął się do kobiety.
 - Co chcesz mi pokazać? – oparł głowę na ręcę
Jego twarz przybrała dziecięcy grymas. Wywrócił oczami niczym podrywana nastolatka. Luka bez słowa dotknęła palcem rogu ekranu, wskazała wyrastający z boku cień.
 - Jak myślisz co to jest? – zajrzała w oczy swojego przyjaciela
 - Nie wiem bo zasłaniasz mi palcem. – Redlum ściągnął siłą kobiecą dłoń z monitora
Luka nacisnęła kolejny guzik i film ruszyło przodu. Z boku wyłoniła się wilkopodobna bestia. Z wielką gracją zakradła się od strony wschodniej ściany po czy spojrzała prosto w kamerę. Potwór wiedział dokładnie gdzie ona jest, uśmiechnął się, w jego oku coś błysnęło. Zmienny chciał żeby go zauważono.
 - Skądś kojarzę te mordę. – Redlum podrapał się po kilkudniowym ale mimo wszystko ledwo widocznym zaroście – Czyżbym znał cię młody wilczku? – uśmiechnął się równie psychopatycznie co jego nowy przeciwnik
 - Co masz na myśli? – Luka przełączyła na widok z następnej kamery
 - Kojarzę tego zmiennego z jakieś interwencji w Europie. – jej partner zmarszczył krzaczaste brwi
 - Przeszukanie tej bazy to okres wyznaczający następną epokę geologiczną. – kobieta spróbowała zażartować w podobnym stylu co mężczyzna
 - Środkowa Europa. – sprecyzował mierzący wzrokiem przeciwnika Redlum
 - Cieplej. – Luka mlasnęła językiem co jak co w tych sprawach mężczyzna miał pamięć dorównującą mszczącym się na weterynarzach słoniom
 - Nie mogę sobie jakoś przypomnieć. – Redlum podrapał się po kudłatej czuprynie – To była jakaś małą interwencja standardowo kogoś goniliśmy. Wtedy chyba widziałem cwaniaka. – przekręcił łeb
 - Jeśli przewiniemy dalej będziemy mieli piękny widok masakry i nic więcej. – kobieta bezdusznie wcisnęła kolejny przycisk na klawiaturze
 - Po prostu mordował na oślep nic odkrywczego. – mężczyzna wzruszył ramionami – Wielkie mi halo. – wywrócił teatralnie oczami
 - Tych których po prostu mógł tak mordować. Myślisz, że doświadczeni łowcy dali się tak najzwyczajniej w świecie zabić. – Luka delikatnie ujęła komputerową myszkę
Na następnym filmie można było zaobserwować piękny pokaz sztuki uśmiercania. Zmienny bardzo szybko posłał w zaświaty jednego z nauczycieli dobierając się do jego aorty. Zręcznie wyminął kierowane w jego stronę srebrne naboje. Umiał wykorzystać mrok i otoczenie na swoją korzyść. Po kilku minutach dopadł strzelca i przegryzł mu gardło. Cały był umazany we krwi. Wszyscy, którzy przybyli dzieciakom na pomoc zostali odesłani na drugą stronę. Potem zabrał się za spanikowanych uczniów. Ci bardziej rozważni próbowali stawiać opór ale wilk zdawał się być tu jedynym prawdziwym mięsożercą. Po kilku minutach wykończył wszystkich, ułożył z nich bardzo ładną krwawą mozaikę. Jednak w tym szaleństwie byłą metoda. Każdy kto stawiał opór umierał w większych mękach niż pozostali. Wielkie zmutowane psisko zachowywało się niczym mały szczeniak w towarzystwie świeżych kapci gotowych do pogryzienia. Na następnej kamerze wdarł się do kolejnej części mieszkalnej, przeszedł przez nią niczym kosa przez pole zboża. Najciekawsze było na kamerze z części nauczycielskiej. Tutaj dopiero bestia musiała się wykazać prawdziwymi umiejętnościami. Wcześniej pokazała zęby kilku ochroniarzom. Szkoleni prawie, że od narodzin zginęli rozszarpani przez wilka w przeciągu kilku sekund. Specjalnością bestyjki było zaskoczenie i podcięcie albo raczej przegryzienie gardła. Nauczyciele byli trochę bardzie przygotowani, większość łowców śpi ze swoją bronią. Błysnęły srebrne szable, słychać było odbijające się rykoszetem srebrne pociski. Stwór zamordował ich wszystkich od tak po prostu, po kolei rozbrajając pojedynczego przeciwnika i zadając ostateczny cios. Na wejściu poczęstowano go kilkoma strzałami. Wilk szybko odskoczył w bok dopadł kogoś stojącego za drzwiami, wykorzystał go jak żywą tarczę. Potem błyskawicznie wypuścił ciało z rąk szybko dopadł następnego z dwoma szybkostrzelnymi karabinkami. Skręcił mu kark po czym rzucił przed siebie. Machając pazurami zaatakował następnego łowcę, walczyli przez chwilę prawie, że na gołe pięści gdy młody nauczyciel popełnił niewybaczalny błąd, tyle wystarczyło by ostre szpony dosięgły jego gardła. Podobna sytuacja powtórzyła się jeszcze kilak razy, scenariusz był z góry podobny. Dopiero któreś z łowczyń w przedśmiertnym akcie udało się postrzelić potwora w ramię. Bestia spojrzała na krwawiącą ranę, od razu zorientowała się, że to srebro.
Kobieta załączyła na chwilkę pauzę. Spojrzała na pochłoniętego filmem mężczyznę. Może jednak nie doceniał wilka, pomimo postawienia tylko i wyłącznie na czystą siłę bił się całkiem nieźle. Luka znała dobrze swojego partnera, wiedziała, że teraz nowe łowy nie dadzą mu spokoju. Będzie śnił o swojej zwierzynie dniami i nocami dopóki jej nie dopadnie. Pod tym względem, tej wewnętrznej wręcz, że psychopatycznej zaciekłości, przerastał nawet zmiennych. Przypatrywał się zamazanemu obrazowi jakby przekazując swojemu nowemu przeciwnikowi zakodowaną wiadomość, coś w stylu „dopadnę cię wkrótce”.




*****************************************************************************


Chłopak obudził się w jakimś ogromnym pomieszczeniu. Poczuł ogromną ulgę, na jego rękach nie było kajdanek, ciężar do którego już od dawna przyzwyczaiło się jego ciało niespodziewanie zniknął. Jednak na swojej szyi poczuł coś podobnego, równie ciężkiego co srebrne zamki, równie bolesnego. Srebro. Pomacał przedmiot palcami. Od razu poczuł jak płoną jego wrażliwe opuszki. Zaklął myślach. Rozejrzał się po pomieszczeniu, gdzie go to zabrali tym razem? Cela była o wiele większa, bardzo obszerna i wysoka. Przypominała raczej coś w rodzaju hali, nie zmienił się tylko kolor. Sterylna jadowita biel zmieszana z czymś kremowym. U góry zawieszone było ogromne szkło, w środku ktoś siedział. Jakiś facet siedział przy mikrofonie i uśmiechał się.
 - Myślałem, że się już nie obudzisz. – powiedział zadowolony nieznajomy
Chłopak jedynie spojrzał w górę. Zamglone oczy pomału dochodziły do siebie. Przetarł je by lepiej widzieć. Wkrótce nieludzki wzrok odzyskał prawie, że pełną sprawność. Źrenice zwężały się gwałtownie pod wpływem silnego światła.
 - To ty jesteś Vincentius? Albo krótko mówiąc Wincent– zapytał stojący za szybą
Ktoś powiedział do niego po imieniu, nazwa której już od dawna nie pamiętał.
 - Pewnie zastanawiasz się co tu robisz. – doktorek powiedział milutkim głosikiem o smaku przesłodzonej herbaty – Powiedzmy, że wziąłem cię pod swoje skrzydła. – uśmiechnął się
Win rozejrzał się, obmacał uważnie ściany. Szukał wyjścia ale pomieszczenie wydawało się być go pozbawione. Więc jak tu wszedł?
 - Nie mogłem zostawić cię w tym dziale psychopatów. – mężczyzna podrapał się po czole – Banda kretynów, przecież oni są od przesłuchań. – narzekał na swoich nieudolnych kolegów – Badaniami z prawdziwego zdarzenia zajmuje się ja. – wypiął dumnie pierś i poprawił lekarski kitel – Wybacz, że mówię tak przez szybę ale nie chce po prostu skończyć jako twoje drugie śniadanie. – złożył palce w wieżyczkę
Chłopak uniósł łeb do góry, po czym szarpnął za obrożę z całej siły. Nie puściła. Zaklął paskudnie w myślach po czym spojrzał na człowieka z tą samą nienawiścią z jaką patrzyła wszystkich. Przeszedł się kilka kroków do przodu, nadal trochę kulał na prawą nogę ale rana zdawała się zmniejszyć od ostatniego razu.
 - A tak twój implant. – doktorek podrapał się po głowie – Usunąłem go żebyś mógł normalnie chodzić, jednak biorąc pod uwagę jak długo miałeś w ciele ten kawałek metalu, trochę potrwa zanim stopa się zagoi. – wyszczerzył swoje zęby białe niczym chińska porcelana – A co do obroży. – oblizał suche wargi – Mogę ci ją ściągnąć ale pod jednym warunkiem. – uniósł jeden ze wskazujących palców do góry
 - Warunek? – Win uśmiechnął się udając swojego niedoszłego wybawcę
 - Dokładnie mój nowy przyjacielu. – zatrzepotał słodko rzęsami – Dasz mi coś sprawdzić i przy okazji mnie nie zabijesz. – wywołał w swojej głowie obrazy kartoteki małego potworka – Akurat mnie nie interesuje utrata żadnej z moich kończyn. – pstryknął palcami – Jesteś mi po prostu potrzebny i nie chciałbym być zmuszony by cię wyeliminować. Nie jestem łowcą żeby zabijać. – dotknął swojej piersi – Jedynie ciekawym świata uczonym. Czy jak to wy wolicie nazywać, cyrulikiem. – zrobił tu krótką pauzę na głębszy oddech – Gdy byłeś nieprzytomny pobrałem wszelkie potrzebne mi próbki ale aby ostatecznie się upewnić. – zakaszlał – Potrzebuje jeszcze chwilkę zaczekać. – spojrzała kieszonkowy zegarek – Muszę poczekać aż twój organizm będzie gotowy. Trzeba mu jeszcze dać kilka regulaminowych minut. – wypuścił głośno powietrze z ust
 - Kilka minut. – szepnął chłopak
Obszedł pokój na wszystkie strony niczym szczur w nowym terrarium. Pogładził ręką ścianę, była delikatna dotyku i w dodatku dziwnie sprężysta. Podłoga była najnormalniejsza w świecie, jadowicie blada i twarda. U góry zamocowane były kamery i coś jeszcze, jakieś dziwne mechaniczne ramiona, kształtem podobne do jakieś broni. Małe pistolety, zdalnie sterowane przez komputer. Pomieszczenie było oświetlone równomiernie ale nie za bardzo  intensywne, nie trzeba było nie potrzebnie mrużyć oczu. Chłopak stanął zaciekawiony przed ścianą swojego więzienia. W ciągu ułamków sekund z palców wysunęły się potężne pazury i uderzyły w przeszkodę. Napastnika aż odrzuciło do tyłu, dziwny materiał przekazał mu całą energię ciosu. Szpony magicznie zniknęły, Win trzepnął kilka razy dłonią. Spojrzał na doktorka siedzącego i bazgrolącego coś w swoich notatkach, mężczyzna jeszcze raz spojrzał na swój kieszonkowy zegarek i jakby coś szepnął do samego siebie. Poślinił palce i przewrócił następną kartkę i zaczął wodzić po niej oczami schowanymi za binoklami. Poczuł się obserwowany i zerknął na chłopaka.
 - Spokojnie jeszcze dosłownie kilka minut. – doktorek delikatnie się uśmiechnął z podobną flegmą jak robią to biali brytyjscy arystokraci – Muszę poczekać bo nie daj Bóg okaże, że jesteś na coś tam uczulony albo twoje ciało nie pozbyło się jeszcze całej porcji poprzedniego medykamentu. – nacisnął jakiś na pulpicie po czym głośno ziewnął jednak nie było go słychać przez wyłączony mikrofon
 - Świetnie! – mózg Wina pracowała najwyższych obrotach pożerając resztki zgromadzonej energii
Musiał się stąd jakoś wydostać, problem w tym, że trudno wyjść z pomieszczenia które nie ma drzwi.
 - Zamurowali mnie żywcem? – szepnął od niechcenia
Przyłożył ucho do podłogi, poza dziwnymi odgłosami pracujących maszyn nie usłyszał niczego ciekawego. Cały nieznany budynek wydawał się  być wielkim żywym organizmem. Nie wiedziało nim wiele bo z reguły jeśli gdziekolwiek się ruszał zawsze był kompletnie nieprzytomny, zastanawiał się jak bardzo te wszystkie chemikalia zjechały mu wątrobę. Dotknął swojego brzucha, żołądek bezlitośnie zaburczał. Jego mina od razu spochmurniała. Jeszcze raz zerknął na cyrulika, które zniecierpliwiony patrzył na zegarek.
 - Jak się tam czujesz, co? – odezwał się mężczyzna – Na pewno lepiej niż w tej klitce w galerii. – przełączył coś na pulpicie – Oni są od wydobywania informacji i szybkiej kasacji. - Kiedyś to, to było fajne miejsce ale obecnie ośrodek jest w likwidacji więc przerobili go na coś na kształt wielkiej maszyny do mordu i przesłuchań. Ale na nasze szczęście zostały tu pomieszczenia godne uwagi. – poślinił palce i przewrócił kolejną kartkę – Masz bardzo ciekawe pochodzenie. – uśmiechnął się w sposób podobny do tego jaki stosował wąż Ka z księgi dżungli – Wbrew pozorom nasze D.N.A zdradza więcej sekretów niż chcemy. Moc pamięci genetycznej, jeśli tylko poświęcimy temu dostatecznie dużo uwagi, możemy odkryć prawdziwy skarb. – zadowolony podrapał się po brodzie – No i jeszcze dosłownie minutka. – zerknął powrotem na zegarek – Co jak co ale nienawidzę czekać. Przez tyle lat nauczyłem się nie okazywać swojego zniecierpliwienia. – wlepił oczy w biały sufit – Tyka ta wskazówka, na złość mi, bardzo wolno. – westchnął patetycznie do załączonego mikrofonu – Jak wiesz wojna pomiędzy wybranymi ludźmi i zmiennymi trwa od zarania dziejów. – podparł głowę na ręce – Zanim jedna strona eksterminuje drugą. – machnął ręką – Dlatego co jak co uważam, że oswojenie was jest o wiele lepszym sposobem na nową przyszłość niż bezrozumne mordy jakie między sobą toczycie. – wzrokiem obserwował jakiś bliżej nieokreślony obiekt – Nie uważasz? – spojrzał przez szybę wprost na chłopaka
Win miał ważniejsze zajęcia niż słuchanie monologu doktorka. Szukał jakiegoś wyjścia z tej cholernej szczurzej pułapki.
 - No już! Widzisz! – doktorek wyszczerzył zębiska – Nadeszła chwila na którą czekałem od dłuższego czasu. – strzelił kośćmi – Wreszcie upewnię się czy ta cholerna historyjka pokrywa się z prawdą. – zaczął ustawiać coś na panelu sterowania
Win usłyszał tylko jak coś niezwykle szybkiego przecięło powietrze. Strzała? Pocisk? Nie zdążył pomyśleć poczuł jak coś ostrego przebiło jego skórę. Strzałka myśliwska tkwiła z tyłu. Płomienie ogarnęły całe ciało. Ból rzucał nim jak szmacianą lalką. Kości strzeliły głośno, ze szczęki zaczęły wyżynać się potężne kły.
 - A więc powstań Anubisie! – zawołał cyrulik  

Dziewiąty krag Anubisa (1) - Krwawa galeria


Luka przekroczyła próg szerokim krokiem, obcas dźwięcznie zastukał o ziemię. Jej jadowite oczy natychmiast zauważyły krew, ten metaliczny posmak, który zdawał się być wrażeniem pomieszania zmysłu smaku i węchu, mogła poczuć już od samego wejścia. Mlasnęła głośno językiem, po czym przejechała nim po wszystkich górnych zębach z gracją i elegancją. Rozglądnęła się uważnie, przymknęła na chwilę oczy i pozwoliła zawładnąć sobą swoim najpierwotniejszym zmysłom. Przez głowę przelatywały jej prawdopodobne wersje wydarzeń, coś lub też ktoś włamało się do środka. Przyklękła by zobaczyć zostawione na drewnianej podłodze ślady. We wszystkie pokojach uczniów były te same jasne panele, które ułożone sprawną ręką zdawały się być jedną spójną całością. Charakterystyczne zadrapania, ślady pazurów, których nie można porównać z żadnym konkretnym gatunkiem. Co najwyżej z bestią. Przejechała po nich palcami, żłobienia, gładkie rowki o chropowatych krawędziach.
 - Interesujące! – pomyślała
Obok rozciągała się plama krwi, dziecko ledwo zdążyło zobaczyć napastnika. Pazury przeorały jego gardło, fontanna krwi, jej ogrom, nieporównywalny z niczym innym. Jego wina, przy takim zagrożeniu trzeba uciekać najdalej jak się potrafi ale też skąd mogło ono wiedzieć z jak potężną istotą za chwilę się spotka. Za niewiedzę płaci się krwią. Zrobiła kilka kroków do przodu, wybita szyba, sprawca wszedł wybijając okno od zewnątrz. Dziwne, że nikt nie zauważył go wcześniej, taki hałas, nie wiarygodne, że żaden z nauczycieli nie uśmiercił potwora. Kim była owa kreatura? Jaką potęgą musiała dysponować? Chyba, że wróg był już wewnątrz ale przecież nie było to możliwe, nikt nie rozpoznał by bestii w ludzkiej skórze? Niemożliwe. Luka uspokoiła swoje myśli, mimo wewnętrznej paniki nie można było po niej niczego poznać, serce nadal biło tym samym, równym rytmem, a oddech był jak zawsze głęboki. Następne czerwone jezioro, kolejna ofiara głupoty i ciekawości.
 - Spoczywaj w pokoju! – szepnęła cicho kobieta po czym z największą starannością przeżegnała się
Wstała z wielką elegancją, przymrużyła lekko oczy mimo iż nie było takiej potrzeby. Poczuła w sercu smutek ale zaraz go odrzuciła, na żałobę przyjdzie odpowiedni moment, nie czas trwonić łzy gdy robota czeka. Wiecznie wyuczony fach łowcy, myśliwy stojący na straży niewinnych. Ile było w tym prawdy? Któż raczył to wiedzieć? We krwi odbity był ślad, niewyraźny i kruchy kształt, nachyliła się by lepiej mu się przyjrzeć. Noga napastnika, opatrzona w zestaw pazurów, o dziwnej ni to ludzkiej ni to zwierzęcej budowie. Wyglądała znajomo jednak Luka nie mogła dopasować jej do żadnej znajomej matrycy, która wykładowcy zwykli pokazywać wyświetlone na ścianie. Jej uszy wychwyciły ciche kroki partnera, ciężkie glany swobodnie stukały o ziemię. Redlum zapominał o ostrożności, odrzucał to co nieraz uratowało wielu łowców. Czarnowłosa postać wyglądnęła zza progu, oczy czarne jak śmierć, wargi wyschnięte niczym Sahara, przyjacielski wyraz twarzy i ta fryzura rodem z archiwum X. Redlum błysnął kobiecie po oczach fleszem, aparat miał akurat zawieszony na szyi, ciężkie staroświeckie pudło.
 - Znalazłaś coś? – zapytał zimnym tonem
 - Nic normalnego. – zażartowała unosząc głowę i wbijając wzrok w swojego partnera
 - Jak zawsze. – Redlum pstryknął następne zdjęcie
 - Ślady wskazują na to, że zmienny wszedł przez okno. – Luka położyła palec na ustach –Mammalia, ssakokształtny. – odwróciła się w stronę wybitej dziury
 - Z pewnością. – mężczyzna strzelił kolejną fotkę – Widziałaś korytarz? – psychopatycznie się uśmiechnął – Istna masakra rodem z umysłu japońskiego reżysera nisko budżetowych produkcji dla nekrofili. – zmarszczył brwi – No może bez przesady taki poziom to chyba za wysoka poprzeczka dla naszego nowego przyjaciela. – odwrócił się i spojrzał gdzieś przed siebie
 - Kolejny dowód na to, że nasza praca chyba nigdy się nie skończy. – westchnęła Luka – Są niczym hydra, co zabijemy jednego na jego miejsce wyrastają trzej jeszcze gorsi. – delikatnym krokiem wyszła z pokoju – I dokonują odwetu. – rzuciła swojemu partnerowi mdłe spojrzenie
Korytarz był usłany trupami, krwawy dywan sięgał od głowy jakiegoś dzieciaka, który leżał na progu pokoju, a kończyła się zwłokach dziewczynki o wspaniałych czarnych lokach, ta z kolei leżała przy drzwiach do wspólnej łazienki. Wielki krwisty znak, najprawdopodobniej próbowała je otworzyć. Większość ciał była po prosto rozpruta, uczniowie zmarli w wyniku wykrwawienia się i zadanych urazów. Nie była to fachowa diagnoza ale na patologa trzeba było jeszcze poczekać. Luka przykucnęła, zamoczyła wskazujący palec we krwi po czym roztwarła ją na swoich ciemnych, skórzanych rękawiczkach.
 - Nie rozumiem po co to robisz. – Redlum zrobił kolejne zdjęcie
 - Krew wiele mówi o człowieku, a jeszcze więcej o popełnionym czynie. -   uniosła głowę do góry – Zobacz na rozprysk na tej ścianie. – wskazała palcem na umazaną chaotyczną bieganiną kropek boazerię – Zmienny stał tutaj, miał jakieś ponad dwa i pół metra wzrostu. -  uniosła rękę do góry jakby symulując zadanie ciosu
 - Bydle. – odparł krótko jej partner
 - W znaczeniu wielkości czy skurwysyństwa? – Luka uśmiechnęła się
 - I to i to. – Redlum spojrzał w małe zawieszone prawie, że u sufitu lusterko również umazane krwią – Kiedy obejrzymy nagranie z kamer? – spytał po chwili
 - Na razie bez podpowiedzi. – kobieta pokręciła przecząco głową
 - Dobrze Holmesie! – mężczyzna zrobił zdjęcie sufitu
Kobieta wstała i skręciła w lewy korytarz, był dość ciasny jak dla niej. Po bokach stały drzwi prowadzące do pokojów uczniów akademii. Większość z nich była wywarzona z zawiasów, na innych z kolei Luka zauważyła kolejny krwawy ślad. Odcisk dłoni albo raczej łapy lub też czegoś pośredniego. Delikatne zadrapania, pazury ledwo musnęły drewno. Najwidoczniej przeciwnik jedynie się na nich oparł pozostawiając po sobie koszmarną wizytówkę. Delikatnie stawiała stopy starając się nie nadepnąć na żadne z ciał. Przy rozwidleniu zauważyła trupa sprzątaczki albo raczej jedynie część jej zwłok. Druga leżała kilkanaście metrów dalej, kobieta wyłowiła ją wzrokiem dopiero po pokonaniu następnego zakrętu. Ofiary były rozsiane chaotycznie, po prostu spotykały napastnika i ginęły. Zmienny nie trudził się ani trochę zwyczajnie machał szponami na oślep. Luka dość długo oglądała zwłoki ciągnące się korytarzami części mieszkalnej, przełom nastąpił dopiero na podwórzu. Tutaj w wilgotnej ziemi, bestia pozostawiła po sobie na prawdę wspaniałe ślady. Były niezwykle wyraźnie, dziwnie rozmieszczone, sprawca tym razem musiał się nieco wysilić. Tym razem nie było tłoczno jak w ulu, ofiara miała dokąd uciec więc musiał się wstępnie trochę nabiegać. Buty aż lepiły się od krwi, jednak pomimo tylu śladów trudno jej było nawet oszacować czas zgonu uczniów i personelu. Tym razem kilku pracowników ochrony pilnujących podwórza padło ofiarą zmiennego. Wygryzione, a raczej wyrwane wraz ze skórą mięśnie, ślady zębów na wystających kościach. Niezbyt przyjemny widok dla osoby, która nie dawno jadła kolację. Na tę myśl Luka spojrzała na fotografującego miejsce zbrodni Redluma, wykonywał swoją pracę zawsze z tym samym stoickim i dziwnie niepokojącym spokojem. Nic nie było w stanie doprowadzić tego gościa do czegoś co niewinni mogą zwać obrzydzeniem, jedyne co powodowało u niego jakikolwiek strach to nieuzasadniona niczym fobia przed windami. Trawa była mokra jakby świeżo zroszona, ścieżka ułożona z kostki była w kilku miejscach popękana. Zmienny musiał znać się na mokrej robocie, zdołał uniknąć srebrnych kul, zabezpieczeń akademii. Wszedł tu jak do siebie dosłownie, odpalił grę i wziął kontroler do ręki. Zemsta dokonana, może wrócić do swoich jako bohater. Luka zacisnęła mocno pięść, nie mogła się doczekać kiedy wreszcie będzie mogła dopaść, brakowało jej nawet słów na określenie tej istoty. Jednak tak jak zwykle stłumiła wszystko w sobie, wyrzuciła ze swojej duszy jakiekolwiek uczucia, znów zmieniła się w bezwzględną maszynę do wykonywania rozkazów Rady. Dalej ścieżka prowadziła do następnej części akademii. Znajdowała się ta biblioteka oraz kafejka internetowa, jadalnia i inne cuda. Ale na dostęp do luksusu trzeba było sobie zasłużyć. Zresztą zawsze przydawało się to na wszelki wypadek gdyby jednak świat zewnętrzny koniecznie chciał się wtrącać, chodź jak na razie jeszcze się to nie zdarzyło. Niewiedza była błogosławieństwem i lepiej żeby niewinni nie mieszali się w odwieczną wojnę. Jednak czasem trudno było im to wytłumaczyć, byli niczym dzieci upierające się, że wrzątek wcale nie jest gorący.     



*********************************************************************************



Chłopak siedział w swojej celi, posłusznie spętany kajdanami. Dźwięczne i bardzo ciężkie łańcuchy trzymały mocno. Dziecko miało senne spojrzenie, podkrążone oczy i wbite wenflony w miejsca w których mieściły się najpotężniejsze w rękach żyły. Okolice było sine, ogólnie na jego ciele było pełno siniaków, trochę chirurgicznych blizn, pełno otarć i zadrapań. Gdyby zdjęto mu pęta od razu dały by się zauważyć ślady podobne do odparzeń. Co jak co cyrulicy nigdy nie szczędzili srebra. Chłopak rozejrzał się po jadowicie białym i sterylnym pokoju. Wlepił wzrok w przezroczystą ścianę dzielącą go od korytarza po którym przechadzali się strażnicy. Może dlatego cyrulicy nazywali to miejsce galerią, mogli przechadzać się najswobodniej w świecie i oglądać schwytane sztuki. Młodzik nie wiedział czy przebywanie tu miało być powodem do zmartwień czy też chwilową ulgą w cierpieniu. Ostatnia próba ucieczki nie skończyła się dla niego najlepiej. Rzucił jeszcze raz wzrokiem na te bezbarwną granice. Wbrew pozorom nie było to zwyczajne kruche szkoło, w przeciwnym wypadku każdy eksponat mógłby sobie od tak stąd wyjść. No może gdyby nie te łańcuchy. Był bardzo głodny, osłabiony nie miał szans na jakiekolwiek kombinowanie, mózg zużywał zdecydowanie za dużo kalorii. Może dlatego ostatnio tak często sypiał, w podziemnym laboratorium trudno zorientować się czy jest noc czy też dzień. Przynajmniej galeria mieściła się po niżej poziomu dostępnego dla tych tak zwanych niewinnych. Bydło na rzeź,  tańczyli dokładnie tak jak ci cholerni łowcy im zagrali. Dzieciak rozejrzał się jeszcze raz, szarpnął mocno swoimi więzami, rzucił się do przodu jakby w ostatniej desperackiej próbie. Łańcuchy napięły się mocno, oczywiście, że nie puściły. Były tak cholernie mocne, nie można ich było wygiąć, przepalić, przegryźć zębami. Nic, a nic. Jedyną nadzieją była magiczna karta z paskiem magnetycznym. Ale za nią niejedna istota oddałaby prawą dłoń sobie odciąć, ba, nawet sprzedałaby duszę. Znowu bezradnie opadł ziemie, łańcuchy zaraz przyciągnęły go do ściany, niczym bezlitośnie, chciwe dłonie wyłaniające się z mroku. Westchnął głośno, miejsca wkłuć zabolały go, zacisnął mocno wargi i powieki wykrzywił się w dziecięcym grymasie. Jak wtedy gdy przychodzisz do szczepienia, boli ale wiesz, że niedługo będzie po wszystkim, a ty przy odrobinie szczęścia nie złapiesz jakiegoś tam paskudztwa. Ale tutaj nie ma słowa po wszystkim. Szarpnął lewą ręką w akcie złości, oczywiście nic to nie dało. Zacisnął mocno zęby, po czym bezradnie rozluźnił wszystkie mięśnie i osunął się na podłogę. Plecy delikatnie dotknęły podłogi, był to dziwny materiał ni to zimny ni to ciepły. Jedyna neutralna rzec z w tym całym zakichanym kompleksie. Osłabienie dawało mu popalić, jego druga połowa domagała się swoich praw, żołądek zresztą też. Kolejna głodówka, ciekawe tylko w ramach czego. Zrobiłby teraz wszystko za coś do jedzenia. Marzył mu się ciepły posiłek. Domowe wspomnienia były nadal żywe i ciepłe chociaż martwi już domownicy nadal rysowali się w jego pamięci w postaci zakrwawionych i zmasakrowanych bestii. Pieprzeni łowcy! Chciał splunąć ale zaschło mu w ustach. Miejsca w których umiejscowione były wenflony znowu zabolały. Czy jego okres przydatności ograniczał się do czasu w którym jego ciało umiało przetrwać bez wody i pożywienia? Oparł się o ścianę próbując wstać, kulał trochę na lewą nogę. Wszystkie kończyny ścierpły mu od tego leżenia, najbardziej ręce uwięzione w srebrnym imadle. Wstał skacząc na jednej nodze, rozglądnął się dookoła. Szlak by to wszystko trafił. Próbował pokonać pewien dystans, ale z uszkodzoną nogą było to niemożliwe. Runął jak długi. Zaklął paskudnie po czym podniósł się na już i tak obtartych łokciach. Nagle poczuł coś dziwnego, uniósł prawą dłoń do góry na końcach palców zobaczył szpony. Nakrapiane kilkoma kroplami krwi, boleśnie wypełzły spod z skóry wbrew jego woli.
 - Cholera! – powiedział cicho sam do siebie – Przysięgam jak stąd wyjdę zamorduje was wszystkich. – zacisnął zęby ze złości
Zamontowana w rogu kamera zrobiła zbliżenie, ktoś się mu przyglądał. Dzieciak ostrożnie zerknął na przeklęte ustrojstwo. Niespodziewanie zauważył, że ktoś puka w szybę. Demon odziany w biały kitel, z psychopatycznym uśmieszkiem i strzykawką w ręce. Nagle otworzył oczy. Leżał w zupełnie innej pozycji, kamera działała jak zawsze, a na zewnątrz nikogo nie było. Przetarł zaspane oczy. Co to było? Urojenie, halucynacja? Przewrócił się na drugi bok. Przypomniał sobie jak próbował się udusić przy ich użyciu, po pierwsze brakowało mu odwagi by popełnić samobójstwo po drugie te hieny nie dały mu wystarczająco dużo czasu. Wyrywał sobie wenflony, kroplówki, strzykawki tyle razy. Krwawienie zawsze było silnie ale rana dość szybko się zasklepiała. Podcięcie sobie żył też nie wchodziło w grę, skończyło by się tym samym. Po za tym łańcuchy były teraz skrócone,  specjalnie dla niego. Szarpnął nimi mocno jeszcze raz. Oczywiście, że nie puściły. Były jakoś dziwnie skonstruowane, cała konstrukcja jeszcze w dodatku była ze srebra. Za cyrulikami musieli stać bogaci ludzie, skoro było ich stać na supernowoczesną broń i takie laboratoria. Łowcy zawsze mieli wyjątkowe poczucie estetyki, dawno zrezygnowali z ciemnych, wilgotnych lochów. Cela była sterylnie biała, korytarz kremowy, wszystkie elementy były symetryczne i pasowały do siebie. Chłopak rozejrzał się po swoim więzieniu po raz enty. Znowu poczuł niemiłe ukłucie w żołądku. Uderzył pięścią o podłogę, pazury wyskoczyły błyskawicznie na obydwu dłoniach. Uniósł je do góry i schował za siebie tak by nie zobaczyła go kamera. Już raz próbował swoich złodziejskich umiejętności z wytrychem ale kiepsko działają w zestawieniu z zamkiem magnetycznym. Zacisnął mocno powieki, siłą woli zagonił swojego wewnętrznego potwora powrotem do środka. Myślał, że wygrał ten pojedynek gdy nagle ogarnął go potworny ból w klatce piersiowej. Ogień rozpełzł się po całym ciele, nie mógł oddychać, chwycił się za rozpalone gardło po czym splunął fontanną krwi. Poczuł zapach wtłaczanego do celi gazu.

O mnie

Moje zdjęcie
Prosto ze świata ynaj, tu dla was. Otwieram wrota kluczem snów, byście zobaczyli to co widziały moje oczy. Dziewięć to liczba kocich żywotów, a także symbol wieczności. Nienawidzę: *mercepanu | *pedałów | *atesistów | *moherów | *rusków | *niemców | *bandy czworga | *królików | *wiewiórek | *palikota | *paszczurów | *polskiego systemu edukacji | *UE | *królików miniaturek | *czystej krwi | *zmierzchu | *pamiętników wampirów | *angielskiego | *amerykanów | *spongeboba | *substytutów megavideo (R.I.P) | *producentów nowego Crasha Bandicoota | *producentów nowego Jaka i Dextera | *Avatara |